Po wybuchu bomby domowej roboty na przystanku w centrum Wrocławia zdania są podzielone, co do zachowania kierowcy. Dla pasażerów autobusu, jest on bohaterem, specjaliści uważają, że to nie było zachowanie zgodne z procedurami bezpieczeństwa.
Przypomnijmy, że do eksplozji doszło przed godz. 14. W autobusie linii 145, ktoś pozostawił podejrzany garnek zapakowany do torby. Zaalarmowany kierowca nie zważając na własne bezpieczeństwo, wyniósł pakunek z autobusu i położył na przystanku. Wówczas doszło do wybuchu. Lekko ranny został jeden przechodzień.
Grzegorz Mikołajczyk ekspert do spraw bezpieczeństwa zaznaczył na antenie TVN24 że kierowca nie zachował procedur bezpieczeństwa, bo to pasażerowie powinni zostać ewakuowani. Zauważył, że kierowca powinien był wyprowadzić pasażerów z autobusu, zamknąć pojazd i się oddalić. Wówczas konstrukcja autobusu zminimalizowałaby skutki wybuchu, nawet gdyby był silniejszy.
- Zgodnie z procedurami kierowca nie powinien był wynosić ładunku z pojazdu, ale ewakuować ludzi. Bowiem gdy zostawił ładunek na przystanku, ktoś mógł podejść i ofiar byłoby więcej - mówi Mikołajczyk.
Na razie nikt nie łączy wybuchu z zamachami na tle religijnym czy politycznym, a raczej z chuligańskim wybrykiem, który mógł się skończyć tragedią. Zdaniem Mikołajczyka, może mieć związek zamieszkami kibiców po śrmierci 25-letniego mężczyzny na komisariacie. - W tym przypadku w grę wchodzą emocje i chęć zemsty - przyznaje dla portalu GazetaWroclawska.pl
Komentarze na temat wybuchu we Wrocławiu pojawiły się też na Twitterze