Tajemnicza śmierć Magdaleny Żuk. Rajskie wakacje zamieniły się w koszmar
Był kwiecień 2017 r., kiedy Magdalena Żuk wraz z partnerem postanowili polecieć na wczasy do Egiptu. To miał być ich pierwszy romantyczny urlop. Ze wspólnych wczasów nic nie wyszło. Ukochany Magdy zapomniał o wyrobieniu paszportu. Dziewczyna poleciała więc sama.
Kobieta znalazła się w eleganckim hotelu w miejscowości Marsa Alam. Rajskie wakacje szybko przerodziły się w koszmar. Inni urlopowicze zauważyli, że mieszkanka Bogatyni zachowywała się dziwnie. Nachalnie szukała kontaktu z pozostałymi turystami z Polski, a przy tym była jakby nieobecna. Sprawiała wrażenie, że się czegoś boi. Wreszcie przerażona kobieta skontaktowała się z partnerem, błagała go, by ją zabrał natychmiast do Polski. Była w bardzo złym stanie. Ta rozmowa została nagrana i upubliczniona. Partner i bliscy postanowili, że do Egiptu poleci na ratunek znajomy. Niestety, przybył za późno… Magda trafiła do szpitala w stanie kompletnej histerii. Później miała wyskoczyć przez okno. Zmarła dzień później.
Co działo się od rozmowy do śmierci Polki? Dziennikarze „Super Expressu” już kilka dni po wypadku byli na miejscu w Egipcie, by wyjaśnić okoliczności śmierci kobiety. Z opowieści naszych rozmówców wynika, że Magda swoim zachowaniem od samego początku bardzo niepokoiła obsługę hotelu, jak i turystów. W pewnym momencie weszła nawet na dach budynku - na szczęście wtedy nic się nie stało. Chciała wrócić do Polski wcześniej. Zjawiła się nawet na lotnisku, ale miała się zachowywać na tyle niepokojąco, że nie dostała pozwolenia na wejście na pokład samolotu. Później trafiła do ambulatorium niedaleko hotelu. To tam doszło do dramatu.
Sprawa śmierci Magdaleny Żuk. Wątek narkotyków i przedłużające się śledztwo
Rozmawialiśmy z lekarzami, którzy badali Magdalenę Żuk. Jeden z nich twierdził, że Polka zachowywała się, jakby była pod wpływem bardzo niebezpiecznego narkotyku, którego działanie sprawia, że ludzie przypominają… zombie. W ambulatorium pokazano nam nagrania z monitoringu. Były porażające. Widać było na nich, jak kobieta ucieka przed personelem. Wyrywa się i szarpie. W końcu jednak trafia do sali. To tam później doszło do wypadku - Magda wyskoczyła przez okno. Spadła na beton, z ok. 15 metrów. Miała rozległe obrażenia i personelowi szpitala w Hurghadzie nie udało się jej uratować. To najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń, ale nie jedyna.
Dlaczego kobieta tak dziwnie się zachowywała? Co sprawiło, że wyskoczyła przez okno? Na te i wiele innych pytań do dziś nie znamy odpowiedzi. Śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze. Wciąż nie ma wszystkich ważnych dokumentów ze strony egipskiej - np. tych ze szpitali.
- Podejmujemy wszelkie możliwe wysiłki, aby precyzyjnie ustalić okoliczności śmierci pokrzywdzonej. Do wydania kompleksowej opinii toksykologicznej i zakończenia postępowania niezbędne jest jeszcze uzyskanie dodatkowych materiałów ze strony egipskiej - mówi prokurator Tomasz Czułowski, rzecznik prasowy jeleniogórskiej prokuratury.
Czy zagadkę śmieci Magdaleny Żuk uda się kiedyś wyjaśnić?
- Po przetłumaczeniu dokumentów uzyskanych ostatnio okazało się, że nie zawierają wszystkich informacji, o jakie zwróciła się polska prokuratura we wniosku. Wobec tego niezbędne było skierowanie kolejnego wniosku m.in. o przesłuchanie biegłych, którzy przeprowadzili badania toksykologiczne pokrzywdzonej - dodaje prokurator Czułowski.
To znaczy, że śledztwo w sprawie śmierci Magdaleny Żuk jeszcze potrwa. A rodzinie Magdy, czemu trudno się dziwić, już zabrakło cierpliwości. Bliscy są przekonani, że ktoś w Egipcie zrobił jej krzywdę. Przecież kogoś panicznie się bała. Padały już różne przypuszczenia, łącznie z takim, że dziewczyna padła ofiarą handlarzy żywym towarem. O takiej możliwości wspominał nawet - na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej - sam minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro. Ale jak na razie śledczym nie udało się zdobyć dowodów, które potwierdzałyby jedną z hipotez wypowiedzianą przez szefa.
Polecany artykuł: