Koronawirus we Wrocławiu

i

Autor: Pixabay.com

Zarażony koronawirusem: Jesteśmy pod nadzorem policji. Jedzenie przywozi nam rodzina [NASZ WYWIAD]

2020-03-11 10:30

- Wszyscy czujemy się dobrze, nie mamy z nikim kontaktu - mówi nam wrocławianin, nosiciel koronawirusa, który wraz z zarażoną narzeczoną przebywa w domu. - Nie jesteśmy nienormalni. Nie wyjdziemy na zewnątrz, czekamy aż lekarze nam pozwolą - dodaje.

Jak Pan się zaraził koronawirusem?

Mój wujek przyjechał w odwiedziny do Polski. Na co dzień mieszka w Stanach Zjednoczonych, a niedawno był we Włoszech. Tam pewnie złapał koronawirusa… Było spotkanie rodzinne, no i pozarażał nas.

Nas? Czyli?

Moją babcię i wujka, którzy leżą w szpitalu przy ul. Koszarowej. A także mnie i moją narzeczoną.

To dlaczego wy nie jesteście w szpitalu?

Nie mamy żadnych objawów, czujemy się dobrze. Lekarze uznali, że nie ma powodów, aby nas hospitalizować. Jesteśmy w stałym kontakcie z lekarzami, z SANEPIDEM.

Mieszkacie sami?

Nie. Jest z nami nasze małe dziecko i rodzice. Wszyscy czujemy się dobrze. Nikt nawet nie kicha, nie kaszle. Teraz jakieś dwa tygodnie potrwa kwarantanna.

Na czym polega?

Przede wszystkim, nie możemy wychodzić z domu. Wiemy, jak poważnym problemem jest epidemia koronawirusa. Nie jesteśmy nienormalni, nie opuścimy domu. Siedzimy spokojnie i czekamy na decyzje lekarzy. Chciałbym też zwrócić uwagę, że nawet jeśli chcielibyśmy wyjść, to byłoby to trudne, bo jesteśmy pod nadzorem policji.

To co jecie, jak robicie zakupy?

Wszystko mamy dogadane z najbliższą rodziną. Przywożą nam jedzenie, picie, wszystkie inne potrzebne rzeczy. Zostawiają je pod domem.

Jak ustrzec się przed koronawirusem? Bydgoski lekarz radzi