Na zdjęcia tego, jak wygląda Kłodzko i jego okolice po przejściu fali powodziowej, naprawdę trudno patrzeć ze spokojem. Są ludzie, którzy w wyniku wielkiej wody stracili cały dorobek życia i nie będą mogli wrócić do domów. "Na pewno niestety są takie domy, ale muszą wejść inspektorzy budowlani i oszacować skalę. Muszą stwierdzić, czy niektóre kamienice w ogóle nadają się jeszcze do zamieszkania. Ci, którzy nie mogą wrócić do domów lub są u znajomych, lub korzystają z naszych miejsc na basenie, gdzie jest centrum dla powodzian" - mówił we wtorek, 17 września, w rozmowie z PAP burmistrz Kłodzka, Michał Piszko. Jego zdaniem "względnie normalne życie" zacznie się tam za około dwa tygodnie, ale miasto będzie się zbierać po dramatycznej powodzi nawet 5-6 lat. Powiedział też, że wstępne szacunki mówią o 100-110 mln zł strat w infrastrukturze komunalnej nalężącej do gminy. Skalę zniszczeń w mieście porównał do tych z 1997 roku.
Miało być 9 zbiorników, wszystkie oprotestowali. Teraz żałują?
Czy dałoby się tego uniknąć, gdyby w Kotlinie Kłodzkiej przed laty powstały planowane tam zbiorniki retencyjne? Przypomnijmy, w rejonie Kotliny Kłodzkiej miało powstać dziewięć zbiorników retencyjnych. Na ten cel pieniądze miał wyłożyć Bank Światowy, a cała inwestycja była szacowana na 1,5 miliarda złotych. Do budowy jednak nie doszło po bardzo silnym oporze ze strony części mieszkańców, a także ekologów oraz wspierających protest polityków. Powstały tylko cztery zaprojektowane jeszcze wcześniej: w Roztokach, Boboszowie, Krosnowicach i Szalejowie Górnym. "Gdyby nie te zbiorniki, to woda w Kłodzku byłaby jeszcze większa" - powiedział we wtorek dla PAP inżynier hydrotechnik, b. wiceprezes Wód Polskich Wojciech Skowyrski. Wyjaśnił, że ukształtowanie Kotliny Kłodzkiej, która jest niecką sprawia, że na większości dopływów do Nysy Kłodzkiej należałoby utworzyć retencję przeciwpowodziową. Gdyby kontynuowano prace nad ochroną przeciwpowodziową całej Ziemi Kłodzkiej, w przyszłości cała dolina byłaby chroniona. "Ziemia kłodzka wymagała kompleksowego zabezpieczenia przeciwpowodziowego, w tym zbiorników przeciwpowodziowych".
Serwis WP.pl rozmawiał z osobami, które w 2009 roku protestowały w związku z planami budowy zbiorników. Czy żałują? "Od kilku dni słyszę, że to właściwie my i polityczki: Monika Wielichowska i Anna Zalewska jesteśmy odpowiedzialni za zalanie Kłodzka i Nysy. Nadal uważam, że zbiorniki, które planowano tu zbudować, nie uratowałyby mieszkańców przed żywiołem. Tamta inwestycja oznaczała spustoszenie krajobrazu kulturowego Ziemi Kłodzkiej i nieszczęścia wysiedleń. Teraz widzimy, że olbrzymia woda jest niemożliwa do złapania systemem zbiorników. Pękła tama w Stroniu Śląskim, fala wezbraniowa zniszczyła zbiornik Topola" - twierdzi rozmówca portalu.
"Zapomnieć o tamtym, wszystkim trzeba pomóc"
Internauci są bezlitośni i przypominają protesty tym, którzy teraz proszą o pomoc. WP wskazuje, że jedną z z takich osób jest sołtys Wilkanowa, który wtedy pozował do zdjęć z transparentem "Dla zbiornika Wilkanów powiedz NIE", a teraz apeluje: "Wilkanów doznał kolejnej tragedii porównywalnej z rokiem 97. Potrzebne jest niemal wszystko, środki czystości, chemia, pralki, osuszacze, koce, wiadra, jednym słowem: wszystko. Punkt zbiórki darów hala w Wilkanowie i Szkoła Podstawowa". Gen. Ryszard Grosset, były zastępca Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej, który w 1997 roku był koordynatorem akcji przeciwpowodziowej upomina, by to wszystko puścić w niepamięć i nie obwiniać się nawzajem. "Zapomnieć o tamtym, wszystkim należy się pomoc. Ludzie zmienią zdanie, ale dopiero po takich katastrofach jak teraz. Ja jestem w stanie zrozumieć emocje sprzed lat" - mówi w rozmowie z WP.