- Mogli to zrobić ludzie, którzy mnie zastraszali. Było ich dwóch - mówił wczoraj przed wrocławskim sądem Norbert Basiura, jeden z oskarżonych o gwałt i morderstwo nastolatki w podwrocławskich Miłoszycach. Mężczyźni mieli być widziani we wsi niedługo po morderstwie. Nie jest to jednak pewny trop w śledztwie.
W ubiegłym tygodniu sąd obejrzał zeznania Norberta Basiury nagrane na wideo niedługo po zbrodni. Utrzymywał w nich, że mógł całować się z jakąś dziewczyną i mogło dojść do seksu niepłciowego. Po latach przyznał jednak, że na tę wersję naprowadził go policjant prowadzący przesłuchanie. On sam natomiast nie mógł zostawić na ubraniu żadnej dziewczyny swojego nasienia.
Zeznania miała składać też matka zamordowanej Małgosi, nie pojawiła się jednak na sali. Jak tłumaczył jej mąż, kobieta nie jest w stanie przechodzić przez to jeszcze raz. W ubiegłym tygodniu, ojciec zamordowanej przyznał, że oboje muszą wracać do koszmaru sprzed 22 lat.
– Leżała tam, skulona, naga w śniegu, w błocie, w moczu, w kale, we krwi, to wszystko było na niej. Pani prokurator zapytała, czy to nasze dziecko. To było niecałe 100 metrów od świetlicy, gdzie bawiło się 500 osób i nikt jej nie pomógł – zeznawał Krzysztof K.
W procesie przesłuchani zostali już obaj oskarżeni. Zarówno Ireneusz M., jak i Norbert Basiura twierdzą, że są niewinni.
Do zbrodni w Miłoszycach doszło w noc sylwestrową 1996/1997. 15-letnia Małgosia bawiła się na dyskotece. Nad ranem nieopodal lokalu znaleziono jej ciało. Dziewczyna została brutalnie zgwałcona i pozostawiona na mrozie.
Za tę zbrodnię skazany został Tomasz Komenda. Po 18 latach okazało się jednak, że dowody w tej sprawie zostały sfałszowane, a on sam jest niewinny. Mężczyzna domaga się teraz 19 mln złotych odszkodowania.