"pękł" na czwartym przesłuchaniu

20-latek tłumaczył, że broń „sama wypaliła”. Mroczna prawda wyszła na jaw

2025-01-26 4:30

Zakończono śledztwo w sprawie zabójstwa, do którego doszło w Brunowie w maju 2024 r. Obecnie 20-letni Bartosz Ż. zaraz po zdarzeniu tłumaczył, że do śmierci 44-latka doszło przypadkowo. Później mroczna prawda wyszła na jaw.

Kulisy tragedii w Brunowie pod Lubinem 

Bartosz Ż. do Brunowa, do swojej babci i jej partnera, którego nazywał dziadkiem, przyjechał w kwietniu 2024 roku. Miał pomóc przy prowadzeniu działalności gospodarczej. W tym samym domu mieszkał również 44-letni syn partnera babci.

- Relacje pomiędzy nim, a Bartoszem Ż., były napięte. Pokrzywdzony nadużywał alkoholu, po którym był złośliwy i natarczywy wobec oskarżonego. Bartosz Ż. źle to znosił. W wiadomościach do matki i siostry skarżył się na zachowanie pokrzywdzonego, pisał, że się go boi oraz że ten „się doigra” – relacjonuje Liliana Łukasiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Legnicy.

Mniej więcej tydzień przed tragedią 44-latek stracił pracę i zaczął pić więcej niż zwykle. To rodziło coraz większe napięcie między mężczyznami. Wtedy 19-latek zabrał pokrzywdzonemu należący do niego pistolet marki Walther P38 i schował u siebie w pokoju.

Dramat rozegrał się 22 maja 2024 r. w nocy. - W kuchni domu doszło do kłótni miedzy mężczyznami. W jej trakcie pokrzywdzony poszedł do warsztatu, a oskarżony za nim. Wcześniej zabrał ze swojego pokoju ukryty tam pistolet. W warsztacie Bartosz Ż. oddał dwa strzały z bliskiej odległości w głowę pokrzywdzonego - dodaje rzeczniczka prokuratury.

Tłumaczył, że strzelał ze strachu

Bartosz Ż. obudził babcię i ojca pokrzywdzonego, a następnie opowiedział im swoją wersję o przypadkowym postrzeleniu. Później zadzwonił do swojej matki i siostry, a dopiero około godziny 5 nad ranem poinformował służby.

W czasie pierwszych przesłuchań 19-latek tłumaczył, że strzały padły przypadkiem. - Pokrzywdzony miał go nauczyć strzelać. Po to poszli do warsztatu, gdzie broń, gdy wziął ją w dłonie „sama wypaliła”. W kolejnych wyjaśnieniach podawał też, że wprawdzie pisał do matki, że pokrzywdzony go denerwuje i ma go dość, jednak były to chwilowe emocje, które z niego uchodziły i generalnie nie żywił do pokrzywdzonego trwałej urazy – przekazuje Liliana Łukasiewicz.

Podczas czwartych zeznań Bartosz Ż. „pękł” i wyznał śledczym, jak było naprawdę. Tłumaczył, że zabrał broń, bowiem pokrzywdzony – który był pod wpływem alkoholu - mówił, że idzie po siekierę. Później miał iść w jego kierunku zdecydowanym krokiem, trzymając coś w ręku. 19-latek tłumaczył, że strzały oddał ze strachu. Śledczy nie stwierdzili jednak, że pokrzywdzony miał w rękach jakieś niebezpieczne narzędzia.

Za zabójstwo Bartoszowi Ż. grozi kara od 10 do 30 lat pozbawienia wolności, albo nawet kara dożywotniego pozbawienia wolności.

Wystawa pająków w Bydgoszczy. Egzotyczna atrakcja na ferie zimowe