Wyrok za niewolniczą pracę na fermie drobiu
Przed Sądem Okręgowym w Legnicy zapadł wyrok w bulwersującej sprawie 63-letniego dziś Mikołaja Jerofiejewa, który przez 23 lata pracował na fermie drobiu państwa Ś. w Lisowicach pod Prochowicami. Rosjanin (dziś ma również polskie obywatelstwo) był pracownikiem cywilnym przy stacjonującej pod Bolesławcem Armii Radzieckiej. Po wyjeździe wojsk radzieckich został w Polsce. Kilka lat jeździł po kraju, gdzie pracował na czarno. Gdy trafił na fermę w Lisowicach miał nadzieję, że zacznie nowe, lepsze życie. Wtedy jednak zaczęła się jego gehenna.
Przez 23 lata był traktowany jak niewolnik. Pracował po kilkanaście godzin dziennie, żył w malutkiej klitce przy kotłowni. Właściciele fermy zabrali mu wszystkie dokumenty. To był jeden z powodów, przez które mężczyzna nie zdecydował się wcześniej na ucieczkę. Bał się, że nikt mu nie pomoże. - Ja tam byłem nikim – powiedział podczas pierwszej rozprawy Mikołaj Jerofiejew. - Wynagrodzenia nie dostałem ani razu – przyznał dodając, że często był głodny, bo dostawał bardzo mało jedzenia.
Mężczyzna raz w roku mógł liczyć na wizytę u fryzjera, od czasu do czasu był zabierany na zakupy, za które płacili małżonkowie Ś. Dostawał też mydło i szampon.
Sprawa wyszła na jaw w 2020 roku, gdy postronni ludzie wywieźli Mikołaja z fermy, dali pracę i - normalny - dach nad głową. Rozpoczął się również proces legalizacji jego pobytu w Polsce. Tymczasem śledczy zajęli się małżeństwem drobiarzy. Ostatecznie Jan i Alicja Ś. usłyszeli zarzut handlu ludźmi.
Na ławie oskarżonych zasiadła ostatecznie tylko Alicja Ś., bowiem jej mąż zmarł. Sąd okazał się dość łaskawy dla kobiety. Przede wszystkim częściowo zmienił kwalifikacje czynu uznając, że nie doszło do handlu ludźmi. Sąd uznał również, że nie można nazwać mężczyzny niewolnikiem, a co najwyżej parobkiem. Drobiarkę skazano na 1,5 roku pozbawienia wolności, choć prokuratura żądała 6 lat. Co więcej, kobieta będzie mogła odbyć karę w domu, w systemie dozoru elektronicznego.
Prokuratura chciała również 100 tys. zł nawiązki dla poszkodowanego, a jego pełnomocnik żądał 1 miliona złotych za każdy rok spędzony przez mężczyznę na fermie drobiu. Ostatecznie sąd przyznał mu… 15 tys. zł. Kwota wydaje się bulwersująco niska, bo wiem oznacza, że sąd wycenił miesiąc niewolniczej pracy mężczyzny na niewiele ponad 50 złotych.
Obie strony zapowiadają apelację od wyroku.