Raper bez powodu skatował przechodnia. Tłumaczył, że podpisał pakt z diabłem

i

Autor: Marcin Bruniecki/REPORTER

Koszmar w Legnicy

Bez powodu skatował przechodnia. Raper tłumaczył, że podpisał „pakt z diabłem”

2023-11-18 15:44

To była zbrodnia jak z horroru, choć zupełnie przypadkowa i bez żadnego powodu. 28-letni Marcin N. skatował na śmierć 65-letniego legniczanina, którego jedyną „winą” był fakt, że mijali się na chodniku.

Do tego strasznego zdarzenia doszło dokładnie 6 lat temu, 18 listopada 2017 roku. Była sobota, wcześnie rano. Leszek N., spokojny 65-latek, wybrał się na legnickie targowisko, gdzie codziennie kupował pieczywo. Szedł ulicą Chojnowskiej, gdy na jego drodze stanął Marcin M.

28-letni mężczyzna był raperem. Do Legnicy przyjechał dzień wcześniej ze Świebodzic pod Wałbrzychem. Wieczór spędził z kolegami-muzykami, pili alkohol. Marcin N. przyznał później, że zażywał również kokainę.

Spokojny emeryt nie miał szans

W czasie imprezy raper oddzielił się od kolegów i samotnie ruszył w miasto. Około 4 rano pojawił się na targowisku, gdzie zachowywał się dziwnie i agresywnie. W pewnym momencie zniszczył jedno ze stoisk, ale uciekł przed przyjazdem policji. Niedługo później natknął się na Leszka N.

Policjanci, którzy patrolowali okolicę w poszukiwaniu agresora, nagle zobaczyli coś wstrząsającego. Marcin N. brutalnie katował starszego, leżącego na ziemi mężczyznę. Chwilę wcześniej bez żadnego powodu zaatakował legniczanina idącego po bułki. Kopał go po całym ciele i deptał ciężkim obuwiem głowę ofiary. Widok policjantów dodatkowo go rozjuszył. Leszek N. nie miał szans na przeżycie.

Podpisał pakt za sukces muzyczny

W czasie procesu Marcin N. wyjaśnił, że w 2014 roku „podpisał pakt z szatanem”. W zmiana za duszę miał odnieść sukces na rynku muzycznym. Tłumaczył, że zaatakował nieznanego mu przechodnia, bo przypominał mu zmarłego ojcem jego partnerki. Dodał, że gdy kopał swoją ofiarę, przemówił przez niego szatan, który kazał go nadal bić…

Psychiatrzy orzekli, że Marcina M. jest zdrowy psychicznie i czasie popełnienia makabrycznego czynu był poczytalny. Co prawda, podczas obserwacji starał się symulować chorobę psychiczną, mówiąc m.in., że słyszy głosy, ale lekarze nie mieli wątpliwości, że udawał.

Po niespełna dwóch latach od popełnienia zbrodni Sąd Okręgowy w Legnicy skazał oskarżonego na karę 25 lat więzienia z możliwością warunkowego przedterminowego zwolnienia po 20 latach. Jeszcze w tym samym roku, po apelacji obrony, Sąd Apelacyjny we Wrocławiu utrzymał wyrok, który stał się tym samym prawomocny.

Morderstwo w Kaniach pod Pruszkowem. Zamordowano niepełnosprawnego Tadeusza