Wichury przetoczyły się nad Polską i Dolnym Śląskiem w czwartek 5 października. Na Śnieżce wiatr wiał wtedy z prędkością 200 km/h. Skutki przejścia orkanu to awarie energetyczne, zerwane dachy, zniszczone samochody, duże opóźnienia pociągów i ulice zablokowane przez przewrócone drzewa i spadającego gałęzie.
Także strażacy z Milicza na Dolnym Śląsku zajmowali się usuwaniem drzew z jezdni. Podczas jednej z takich akcji wydarzył się dramatyczny wypadek. Telefonem komórkowym nagrała go pani Martyna.
- Kiedy usuwaliśmy powalone drzewo, znowu zaczął mocno wiać wiatr. I z tego co słyszałem od kolegów, bo sam nie pamiętam, powaliło się drugie drzewo, które stało obok. W tym momencie straciłem przytomność, dostałem konarem. Świadomość odzyskałem dopiero w szpitalu - relacjonuje poszkodowany strażak Waldemar Dobicki w rozmowie z dziennikarzem TVN 24.
Mężczyzna ma uszkodzone dwa kręgi, połamane dwa żebra, wybity bark oraz poranioną twarz. Teraz musi przejść długą rehabilitację. Nie wiadomo czy uda mu się wrócić do zawodu.