Kilkadziesiąt tysięcy złotych wyłudzili od mieszkańca Wrocławia oszuści podający się za policjantów. Gdyby nie reakcja jego matki, mężczyzna mógł stracić dużo więcej. Zaniepokojona kobieta zadzwoniła jednak w porę na komisariat przy pl. Piłsudskiego i poinformowała policjantów, że jej ponad 60-letni syn od dłuższego czasu nie wraca do domu.
Funkcjonariusze, którzy dotarli do kobiety, szybko się zorientowali, że jej syn mógł paść ofiarą oszustów, podających się za policjantów.
- Mundurowi z Psiego Pola próbowali skontaktować się z mężczyzną, jednak jego telefon był cały czas zajęty - informuje sierż. szt. Krzysztof Marcjan z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu. - Jak się później okazało, przestępcy cały czas namawiali go do przekazania im pieniędzy, a mężczyzna za ich namową wypłacał z kolejnych banków swoje oszczędności.
Zanim policjantom udało się skontaktować z mężczyzną, wrocławianin zdążył przekazać oszustom kilkadziesiąt tysięcy złotych. Przestępcy namówili go też do zaciągnięcia wysokiej pożyczki. Na szczęście po rozmowie z funkcjonariuszami z Psiego Pola wrocławianin w porę zorientował się, że wcześniejsze połączenia wykonywali przestępcy, którzy jedynie podawali się za policjantów. Dzięki temu mężczyzna nie przekazał oszustom wysokiej kwoty, którą chwilę wcześniej pobrał z banku w formie kredytu.
- Aktualnie policjanci prowadzą czynności, mające na celu odzyskanie pieniędzy, które mężczyzna zdążył wypłacić i dać oszustom – mówi sierż. szt. Krzysztof Marcjan.
Jak się nie dać oszukać?
Policjanci przypominają, że telefoniczni oszuści są naprawdę bardzo dobrze przygotowani do swojej „pracy”. Już na samym początku rozmowy starają się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie. Podają swoje imię, nazwisko, stopień służbowy, numer legitymacji, a nawet pokój i jednostkę policji, z której dzwonią. Twierdzą, że rozpracowują szajkę, która czyha na oszczędności rozmówcy, a ten musi im teraz pomóc.
Następnie wykorzystują techniki socjotechniczne. Np. pytają, czy rozmówca zna jakieś numery alarmowe. Oczywiście każdy z nas kojarzy zarówno numer 112, jak i dawny 997. Kiedy ofiara potwierdzi i podświadomie nabierze większego zaufania do głosu w słuchawce jako przedstawiciela służb, wówczas przestępca prosi, aby wykręcić ten numer podczas rozmowy. Ofiara ma wtedy połączyć się z dyżurnym, aby uwiarygodnić dane rzekomego funkcjonariusza. Ale przecież wiemy, że żeby wykonać nowe połączenie, musimy zakończyć poprzednie. Na to oszuści też mają sposób.
Twierdzą, że przestępcy podsłuchują inne połączenia i tylko połączenie z „policjantem” jest odpowiednio zabezpieczone i to właśnie podczas niego należy wybrać numer alarmowy. Jednak wówczas nie dochodzi do połączenia z prawdziwym operatorem, tylko nadal trwa rozmowa z oszustem. Ten czasem przekazuje słuchawkę drugiemu oszustowi, albo po prostu moduluje głos, żeby brzmieć inaczej niż wcześniej. Twierdzi, że jest dyżurnym i po podaniu przez rozmówcę uzyskanych wcześniej informacji, np. numeru legitymacji i nazwiska rzekomego policjanta, weryfikuje i potwierdza jego dane. Następnie „przełącza” ofiarę do tego funkcjonariusza i dodaje, że trzeba mu przekazać wszystkie informacje, o które pyta.
Wówczas oszust, już „zweryfikowany”, stara się namówić swoją ofiarę do przekazania pieniędzy na rzekomą akcję policyjną, albo twierdzi, że funkcjonariusze zabezpieczą te, które rozmówca posiada. Często zdarza się, że przestępcy straszą, iż w przypadku braku współpracy, osoba może ponieść konsekwencje prawne, a cała rozmowa jest nagrywana i zostanie przekazana do prokuratury. Cały czas podkreślają, że ofiara za chwilę straci wszystkie pieniądze, że jej życie i zdrowie jest zagrożone i musi działać natychmiast bez konsultacji z kimkolwiek.
Ja się nie dać oszukać? Jeśli dzwoni do nas ktoś podejrzany, wypytuje o adres, nasze pieniądze, wartościowe przedmioty należy natychmiast przerwać połączenie. Dopiero wówczas należy zadzwonić na numer 112 i przekazać informacje na temat podejrzanego połączenia.