Na wtorkowym posiedzeniu sejmowa komisja administracji i spraw wewnętrznych miała zająć się wnioskiem KO o przedstawienie na posiedzeniu Sejmu informacji ministra SWiA na temat działań podjętych przez komendantów głównego i wojewódzkiego we Wrocławiu, w celu wyjaśnienia okoliczności śmierci trzech osób po interwencji dolnośląskich policjantów. Posiedzenie, na którym zjawiły się m.in. rodziny zmarłych mężczyzn zostało zamknięte z powodu nieobecności przedstawicieli MSWiA i policji.
Posłowie Koalicji Obywatelskiej zwołali później konferencje prasową w Sejmie wraz z rodzinami młodych mężczyzn, którzy zmarli po interwencji policji. - Komisja administracji i spraw wewnętrznych zakończyła się swoistym skandalem. Na komisji nie pojawił się minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński, ani komendant główny policji Jarosław Szymczyk – powiedział poseł Piotr Borys.
Jak dodał, wniosek posłów KO zmierzał do tego, aby to minister SWiA oraz komendant główny przedstawili okoliczności śmierci trzech osób na Dolnym Śląsku (trzecią osobą był obywatel Ukrainy) bezpośrednio po interwencji policji. Dodał, że na posiedzeniu komisji pojawiły się rodziny dwóch z tych ofiar - Bartosza S. i Łukasza Ł. - Mieliśmy nadzieję, że uzyskamy odpowiedź na pytanie, dlaczego ci młodzi ludzie zmarli po interwencji policji - mówił Borys.
Ojciec jechał 1200 km, minister miał... 3 km
Jak zauważyła Katarzyna Piekarska, ojciec jednego z zamordowanych przyjechał posiedzenie komisji 1200 km. - Ale nie przyjechał pan minister, który miał około 3 km, nie przyjechał nikt z Komendy Głównej, to jest około 5 km - zaznaczyła posłanka. - Ta sprawa musi być załatwiona do końca, żeby żaden rodzic i członek rodziny nie bał się zadzwonić na 112. Tu też chodzi o honor munduru, bo jest wielu fantastycznych policjantów z pasją, ale ta sprawa ciąży na ich służbie – dodała Piekarska.
Tymczasem poseł Tomasz Szymański (KO) zwracał uwagę, że sytuacja jest skrajnie niebezpieczna, ponieważ komendant dolnośląskiej policji nadal jest na stanowisku. - Człowiek ten współodpowiada za to, co się wydarzyło. On też powinien być gościem na tej komisji - mówił. Szymański zgłosił wniosek formalny o przerwę i zaproszenie w trybie pilnym ministra SWiA, jednak nie uzyskał on większości.
Jak zauważyła Katarzyna Piekarska, ojciec jednego z zamordowanych przyjechał posiedzenie komisji 1200 km. - Ale nie przyjechał pan minister, który miał około 3 km, nie przyjechał nikt z Komendy Głównej, to jest około 5 km - zaznaczyła posłanka. - Ta sprawa musi być załatwiona do końca, żeby żaden rodzic i członek rodziny nie bał się zadzwonić na 112. Tu też chodzi o honor munduru, bo jest wielu fantastycznych policjantów z pasją, ale ta sprawa ciąży na ich służbie – dodała Piekarska.
Tymczasem poseł Tomasz Szymański (KO) zwracał uwagę, że sytuacja jest skrajnie niebezpieczna, ponieważ komendant dolnośląskiej policji nadal jest na stanowisku. - Człowiek ten współodpowiada za to, co się wydarzyło. On też powinien być gościem na tej komisji - mówił. Szymański zgłosił wniosek formalny o przerwę i zaproszenie w trybie pilnym ministra SWiA, jednak nie uzyskał on większości.
„Będę walczyć do końca”
Obecny na posiedzeniu komisji Bogdan Sokołowski, ojciec 34-letniego Bartosza, który zmarł w Lubinie 6 sierpnia zwracał uwagę, że filmy z kamer policyjnych były urwane. - Policjanci, którzy wyłączają kamery od razu powinni zostać zawieszeni, czy wydaleni ze służby - ocenił.
Artur Łągiewka, ojciec 29-letniego Łukasza - mężczyzny, który zmarł na początku sierpnia po policyjnej interwencji we Wrocławiu - opowiadał, że zadzwonił na numer alarmowy 112 z prośbą o pomoc, gdyż bał się o syna. - Przyjechali bandyci, na moich oczach go katowali i bili. Czy tak zachowuje się policja - pytał. Dodał, że po tym zdarzeniu zamiast pomocy psychologicznej policja sprawdzała rodzinę „pod względem patologicznym”.
Z kolei w ocenie Wiktorii Łągiewki, gdyby nie nagłośnienie przez media okoliczności śmierci jej brata, „nikt by tej sprawy nie ruszył”. - Studenci niemieccy, mój brat, Bartek, Dmytro. I co? Ta sprawa ma być zamieciona pod dywan? Tak to sobie państwo wyobrażacie? Będę walczyć do końca – dodała. Opisywała też policyjną interwencję. - Na moich oczach bili go pałkami tak, że przecinało skórę, krwawił. Każdego dnia zasypiam z płaczem ojca i budzę się z płaczem matki przez to tylko, że mój tata zadzwonił na 112 prosząc państwo o pomoc - opowiadała.
W sprawie 34-letniego Bartosza S. w Lubinie śledztwo pod kątem przekroczenia uprawnień przez policjantów i nieumyślnego spowodowania śmierci mężczyzny prowadzi Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Policja interweniowała wobec S. 6 sierpnia, po tym, jak na numer alarmowy zadzwoniła matka mężczyzny i poinformowała, że syn nadużywa narkotyków. S. miał być agresywny i rzucać kamieniami w okna. Funkcjonariusze go obezwładnili, a nagrania z interwencji, na których widać, jak m.in. jest przyciskany do ziemi, trafiły do sieci. Informację, że badania toksykologiczne materiału pobranego ze zwłok 34-latka wykazały obecność narkotyków w stężeniu, które mogło doprowadzić do zgonu, potwierdził rzecznik łódzkiej prokuratury. Policja utrzymuje, że w chwili, kiedy funkcjonariusze przekazywali 34-latka pod opiekę ratowników, zachowane były jego funkcje życiowe. Z kolei, według ratownika, zgon nastąpił już przed przyjazdem karetki.
29-letni Łukasz Ł. zmarł na początku sierpnia po policyjnej interwencji we Wrocławiu. Służby wezwał ojciec mężczyzny, który podejrzewał, że syn chciał popełnić samobójstwo. Funkcjonariusze do mieszkania weszli siłowo. Według policji mężczyzna "wymachiwał nożem w kierunku funkcjonariuszy i groził jego użyciem, w związku z czym został obezwładniony". Policja tłumaczy, że ze względu na stan psychofizyczny Ł. został przekazany ratownikom medycznym. Zmarł po kilku godzinach w szpitalu. Zdaniem siostry 29-latka obecnej na miejscu interwencji, działania policjantów "nie wyglądały jak pomoc, ale jak napaść". Jak mówiła, na miejscu nie było negocjatora, a jej brat był "bity pałkami na oślep"; użyto też wobec niego gazu. Śledztwo w sprawie śmierci mężczyzny prowadzi Prokuratura Rejonowa Wrocław Psie Pole. W poniedziałek pełnomocnicy rodziny 29-latka zapowiedzieli złożenie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia zabójstwa przez interweniujących policjantów.
Z kolei 30 lipca policjanci interweniowali na przystanku MPK we Wrocławiu wobec pijanego obywatela Ukrainy, 25-letniego Dmytra, który został przewieziony do izby wytrzeźwień, gdzie po kilku godzinach zmarł. Sprawę opisała na początku września "Gazeta Wyborcza". Dziennik ustalił, że mężczyzna był rażony gazem, bity pałką i duszony, czego dowodem jest nagranie z monitoringu. Komendant Miejski Policji we Wrocławiu zawiesił czterech interweniujących policjantów, a wobec dwóch wszczął procedurę wydalenia ze służby. Powodem było podejrzenie zastosowania przez nich środków przymusu bezpośredniego nieadekwatnie do sytuacji, a także naruszenie policyjnych przepisów wewnętrznych.