Morderstwo w Górach Stołowych pozostaje niewyjaśnione od 23 lat. Tragiczny los spotkał parę studentów niedaleko skały Narożnik. Policja ustaliła, że najpierw zabito Roberta - młody mężczyzna zginął po tym, jak morderca dwukrotnie strzelił mu w głowę: najpierw w czoło, potem w potylicę. Oprawca nie oszczędził Ani, strzał między oczy nagle zakończył życie studentki na górskim szlaku.
Zakochana para
Obecnie w miejscu zbrodni widnieje tablica upamiętniająca Anię i Roberta. Młodzi byli w sobie zakochani, planowali ślub. Oboje studiowali na Akademii Rolniczej we Wrocławiu, 17 sierpnia wyruszyli w góry, 10 dni później znaleziono ich ciała.
Obnażone zwłoki
Sprawca zbezcześcił zwłoki Ani i Roberta. Z ciał ściągnięto buty, Ania niekompletnie ubrana. Sprawca chciał upozorować motyw seksualny i rabunkowy, ale śledczy później wykluczyli te wątki. Buty Ani zawieszono na drzewie, nieopodal znajdowały się też okradzione plecaki. Niestety, nie udało się zabezpieczyć śladów, nawet z plastikowej butelki, która leżała blisko miejsca zbrodni.
Egzekucja
Janusz Bartkiewicz, były policjant, który przez pięć lat wyjaśniał zabójstwo studentów, nie miał wątpliwości - porównał morderstwo do egzekucji. Weryfikowane kolejne tropy - policjanci sprawdzali, czy za zabójstwo nie odpowiadają spotykający się w okolicach neonaziści, infiltrowano też miejscowy półświatek przestępczy, podejrzenia padły też na pewnego Czecha o pseudonimie "Rumun".
Kaliber 9mm
Śledczy ustalili, że zabójcze strzały padły z broni kalibru 9mm, której niegdyś używało Luftwaffe. Broń pochodziła z Czech. Priorytetem stało się znalezienie rzeczonego pistoletu. Wiele wskazuje na to, że niedawno doszło do wielkiego przełomu w sprawie. W tym roku sprawę zaczęło badać tzw. Archiwum X wydziału zamiejscowego krakowskiej prokuratury. Jak podaje wrocławska "Wyborcza", śledczym udało się znaleźć pistolet, z którego padły strzały kończące życie Ani i Roberta.
- Dotarły do mnie te informacje. W tej chwili nikt tego jeszcze nie mówi oficjalnie, ale dzięki tej broni można by było dotrzeć do sprawców - przyznaje Janusz Bartkiewicz w rozmowie z "Wyborczą". - Ja żyję od lat nadzieją, że ta sprawa będzie wyjaśniona. Przypadkiem, ale w końcu policji udało się coś znaleźć - dodaje emerytowany policjant.
Wielki przełom
O przełomie faktycznie zadecydował łut szczęścia - 3 lipca funkcjonariusze z Kłodzka zatrzymali 30- i 64-latka podejrzewanych o handel narkotykami. Podczas policyjnego nalotu znaleziono prawdziwy arsenał broni: 39 sztuk rozmaitych karabinów i pistoletów, 2000 pocisków i pół kilograma prochu. Po analizie okazało się, że jeden z pistoletów to dokładnie ten, którym zabito Anię i Roberta. Janusz Bartkiewicz zdradza, że niedawno śledczy prowadzili działania z użyciem georadaru na Narożniku. Prokuratura jednak nie komentuje tych doniesień, powołując się na dobro śledztwa.