Do dramatycznych wydarzeń doszło w niedzielę, 22 sierpnia. 39-letni anestezjolog ze Specjalistycznego Szpitala im. Sokołowskiego w Wałbrzychu zmarł we własnym domu. Niestety, medyka nie udało się uratować mimo długotrwałej reanimacji. Dziś, we wtorek 24 sierpnia, Prokuratura Rejonowa w Wałbrzychu wszczęła śledztwo, które ma wyjaśnić okoliczności śmierci mężczyzny, m.in. odpowiedzieć na pytanie, czy nikt się do niej nie przyczynił. Koledzy ze szpitala medyka nie mają jednak wątpliwości, co mogło się przyczynić do tych tragicznych wydarzeń. To przepracowanie anestezjologa. Jak poinformował dziennik.walbrzych.pl, 39-latek miał pracować ponad 100 godzin tygodniowo, a więc ponad dwa razy tyle, ile przewiduje prawo. Wszystko przez braki kadrowe, zwłaszcza lekarzy o tej specjalizacji. - Sytuacja jest dramatyczna, deficyty kadrowe są ogromne, samych anestezjologów w tym momencie potrzeba co najmniej pięciu. Po śmierci Leszka już sześciu – cytuje jednego z lekarzy ze szpitala dziennik.walbrzych.pl.
Polecany artykuł:
Śmierć anestezjologa w Wałbrzychu. Co się stało?
- Dlaczego tyle pracował? Bo anestezjolog potrzebny jest niemal na każdym oddziale. Albo został w pracy, albo cześć pacjentów nie mogłaby mieć przeprowadzonych zabiegów – dodaje lekarz cytowany przez dziennik.walbrzych.pl. Kiepska sytuacja kadrowa jeszcze się pogorszyła, kiedy na początku sierpnia urząd marszałkowski odwołał dyrektor szpitala Elżbietę Dudziak. Wraz z nią odeszła część personelu, a inni lekarze zaczęli pracować tyle, ile każą zapisy Kodeksu Pracy.
Tragiczny wypadek na przejeździe kolejowym. Zobaczcie galerię poniżej!