Robert G. usłyszał w piątek (30 października) zarzuty, a w sobotę sąd zdecyduje, czy zostanie aresztowany na trzy miesiące. Oprócz tego, że mężczyzna pobił dziennikarkę podczas środowych demonstracji, okazało się, że ma i inne grzechy. Podczas zatrzymania w jego mieszkaniu policja znalazła ponad 6 gramów marihuany. Dodatkowo okazało się, że jego samochód ma "przebite blachy" - ktoś ingerował w numer VIN. Możliwe więc, że samochód był kradziony. To ma wyjaśnić śledztwo.
ZOBACZ TEŻ: Wrocław: Kim jest damski bokser, który ZAATAKOWAŁ na Strajku Kobiet? Policja dobrze go ZNA! [ZDJĘCIA]
Prokuratura chce, aby agresywny mężczyzna trafił do aresztu na trzy miesiące i za kratami czekał na proces. Jutro przekonamy się, czy sąd zdecyduje się zamknąć damskiego boksera. Jak na razie, mężczyźnie grożą 3 lata więzienia.
Co ważne, Robert G. dostał zarzut za pobicie jednej kobiety, choć początkowo przypisywano mu atak na dwie. Okazuje się, Robert G. jest sprawcą rzucenia kobiety na ziemię (uderzyła głową na krawężnik) i szarpania.
Jeden z jego znajomych zaś uderzył drugą z kobiet: pięścią w brzuch. Ten mężczyzna jest poszukiwany. Trudno przypuszczać, że długo będzie cieszył się wolnością, bo Robert G. był już przesłuchany, a do tego damscy bokserzy przynieśli wstyd środowisku kibiców Śląska Wrocław, z którymi zostali powiązani.
Szymon Jadczak, dziennikarz TVN24 napisał nawet, że w ujęciu Roberta G. pomogli ci fani Wojskowych, dla których bicie kobiet jest hańbiące. Wiadomo też, że prawdziwi kibice Śląska są wściekli za zachowanie tych ludzi.
Obie pobite kobiety czują się dobrze. Na szczęście nie trzeba ich było hospitalizować.