Tragedia we wrocławskim zoo. Tygrysica zaatakowała opiekuna
Koszmar rozegrał się dokładnie 8 lat temu, w środę, 16 lipca 2015 roku, około godz. 7. Nic nie zapowiadało tragedii, to miał być kolejny, normalny dzień we wrocławskim zoo. Ryszard P. miał posprzątać klatkę oraz skosić trawę na wybiegu tygrysów. - To były rutynowe czynności. Wcześniej robił to kilka tysięcy razy – powiedział później Radosław Ratajszczak, ówczesny prezes zoo.
Tym razem jednak coś poszło nie tak. Ryszard P. był brygadzistą, na wybieg wszedł z kierownikiem Stanisławem U. Byli przekonani, że tygrysia Tengah jest zamknięta. Niestety, nie była. - Staliśmy tuż za drzwiami ramię w ramię, gdy nastąpił atak – mówił później w sądzie Stanisław U.
"To wyglądało, jakby kot schwytał mysz"
Tygrys mógł równie dobrze mogła zaatakować jego, kły potężnego kota wbiły się jednak w kark brygadzisty.
- Miał rany kłute i szarpane szyi oraz karku – opowiadała przed laty Małgorzata Klaus, rzeczniczka wrocławskiej Prokuratury Okręgowej. - Tygrysica skoczyła na niego, złapała kłami za kark i ramię. To wyglądało, jakby kot schwytał mysz. Na miejsce przyjechało pogotowie i próbowano reanimować mężczyznę. Ale obrażenia okazały się zbyt poważne. Mężczyzna wykrwawił się – dodała.
- Przez moment chciałem wyciągnąć ciało Ryszarda, ale gdy popatrzyłem w oczy tygrysa, jakoś instynktownie zmieniłem zdanie. Gdy zwierzę obróciło głowę wykorzystałem ten ułamek sekundy na ucieczkę za drzwi – relacjonował w sądzie Stanisław U.
To właśnie on został oskarżony w 2018 roku o niedopełnienie obowiązków służbowych, które miały doprowadzić do tragedii. Mężczyzna od początku nie przyznawał się do winy, tej nie znalazł również sąd. Zarówno I instancji, jak i w procesie apelacyjnym.
Podczas rozprawy II instancji sędzia zaznaczył, że do koszmarnego zdarzenia mogły przyczynić procedury BHP obowiązujące w zoo, które były - zdaniem sądu - zbyt ogólne. - Przepisy BHP i wszelkiego rodzaju zabezpieczenia powinny być skonstruowane w taki sposób, by eliminować ewentualny błąd ludzki. Takich przepisów, pomimo nazwania instrukcji BHP dotyczącej pawilonu i wybiegów tygrysów szczegółową, nie wprowadzono i nie zainstalowano również zabezpieczeń eliminujących błąd ludzki – skonkludował przewodniczący składu sędziowskiego.
Co się stało z Tengah?
Po tragedii tygrysica Tengah została zabrana z klatki. Trafiła na kwarantannę, podczas której była obserwowana przez specjalistów. Pojawiły się nawet głosy, że należałoby ją uśpić, na szczęście nikt nie brał ich na poważnie.
- Tengah nie zrobiła nic złego. To dzikie zwierzę. Zaatakowała, bo poczuła się zagrożona. To człowiek popełnił błąd – mówił przed laty Radosław Ratajszczak. Po miesiącu zwierzę wróciło do „swojego domu”.
Polecany artykuł: