Był maj 1967 roku, gdy podpułkownik Bonifacy Jedynak wrócił z Indii do Wrocławia. Esbek nie czuł się najlepiej. Po kilku dniach zgłosił się więc na badania do szpitala MSW przy ul. Ołbińskiej. Tam stwierdzono u niego malarię. Po kilku dniach leczenia, został wypisany i wrócił do domu. Dopiero później okazało się, że nie był zarażony tylko malarią, a jeszcze ospą prawdziwą.
Polecany artykuł:
Jedynak zaraził groźną chorobą salową ze szpitala, a od niej zaraziła się jej córka. Kobieta zmarła. W sumie ofiar śmiertelnych, przynajmniej oficjalnie, było 6, a zachorowań blisko 100. Dziś te dane mogą budzić wątpliwości. Nie można wykluczyć, że ówczesna władza ukrywała prawdziwą liczbę ofiar.
Stan epidemii we Wrocławiu
Choć do pierwszych zarażeń doszło w maju, to władze dopiero 17 lipca wprowadziły stan epidemii. Wrocław został wtedy odcięty od reszty świata. Do miasta mogły wjechać tylko te osoby, które były zaszczepione przeciwko ospie.
Interesujące, że ówczesne media niewiele informowały o epidemii. Jednocześnie powstawały izolatoria (m.in. na Praczach Odrzańskich), a władza wprowadzała przymusowe szczepienia. Pozbawieni źródeł sprawdzonych informacji ludzie, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, przekazywali sobie, co wiedzą z ust do ust.
Wśród wrocławian narastał niepokój. W drugiej połowie lipca poszukiwany był motorniczy, który rzekomo miał być zarażony, a woził pasażerów tramwajem linii 0 – czyli pomiędzy dworcami Głównym i Nadodrze. Sytuacja była bliska panice.
W mieście pojawiły się też plakaty z informacjami, aby nie podawać sobie rąk. Jednocześnie władze nie zdecydowały się odwołać komunistycznego Święta Narodowego Odrodzenia Polski 22 lipca, które jak co roku było hucznie i tłumnie obchodzone.
Z początkiem sierpnia władze Wrocławia zorganizowały konferencję prasową, na której ogłoszono, że sytuacja jest pod kontrolą. Kilkanaście dni później epidemia minęła.