Czarna seria wrocławskiej policji
Igor Stachowiak już na zawsze pozostanie symbolem brutalności policji. Niestety, nie był jednym, które w ostatnich latach latach stracił życie we Wrocławiu po interwencji mundurowych. Na czarnej liście wrocławskiej policji jest więcej nazwisk.
Oto największe wpadki z ostatnich lat
WSTRZĄSAJĄCE HISTORIE ZOBACZNIE NA KOLEJNYCH STRONACH
Igor Stachowiak
Igor Stachowiak zmarł 15 maja 2016 roku na komisariacie Wrocław-Stare Miasto. Został zatrzymany na Rynku. W czasie przesłuchania policjanci użyli wobec niego paralizatora. Ujawnione w mediach – po roku od zdarzenia! - nagranie z kamery w paralizatorze pokazało, że Igor Stachowiak umierał w męczarniach.
Ostatecznie czterej policjanci skazani zostali na kary więzienia za znęcanie się nad mężczyzną. Przypomnijmy, że w lutym 2020 roku zostali oni prawomocnie na kary od 2,5 do 2 lat pozbawienia wolności. Rodzina długo walczyła o to, by oprawcy Igora odpowiadali za doprowadzenie do śmierci mężczyzny.
Dymytro Nikiforenko
Dramat rozegrał się 30 lipca 2021 r. Policję powiadomili ratownicy pogotowia ratunkowego, którzy zostali wezwani do interwencji na przystanku MPK we Wrocławiu. Zdaniem służb, pijany mężczyzna był agresywny, a ponieważ nie było wskazań, by musiał trafić do szpitala, funkcjonariusze zawieźli go do izby wytrzeźwień. Jak się później okazało na ujawnionych nagraniach z monitoringu, trudno było dostrzec agresywne zachowanie 25-latka. Dymytro Nikiforenko trafił na izbę, z której już nie wyszedł. Zmarł w tajemniczych okolicznościach i gdyby nie dociekliwość mediów, prawda o tym, co stało się, prawdopodobnie nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.
31 maja br. przed wrocławskim sądem rozpoczął się proces oskarżonych w tej sprawie. Na ławie oskarżonych zasiedli czterej byli policjanci, trzej opiekunowie z izby, a także lekarz i kierownik zmiany ośrodka.
Łukasz Łągiewka
Do dramatycznego zdarzenia doszło w mieszkaniu przy ul. Słonimskiego we Wrocławiu w nocy z 1 na 2 sierpnia 2021. Bliscy Łukasz wezwali pomoc, bowiem był on w bardzo złym stanie psychicznym i bali się o jego zdrowie. Kilka godzin po interwencji policjantów – zdaniem rodziny bardzo brutalnej – mężczyzna zmarł w szpitalu.
Zdaniem Wiktorii Łągiewki, siostry 29-latka, działania policjantów „nie wyglądały jak pomoc, ale jak napaść”. Jak mówiła, na miejscu nie było negocjatora, a jej brat był "bity pałkami na oślep"; użyto też wobec niego gazu. - Na moich oczach bili go pałkami tak, że przecinało skórę, krwawił. Każdego dnia zasypiam z płaczem ojca i budzę się z płaczem matki przez to tylko, że mój tata zadzwonił na 112 prosząc państwo o pomoc – mówiła kobieta podczas posiedzenia sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych pod koniec września 2021 roku.
Prokuratura Okręgowa w Legnicy umorzyła śledztwo dotyczące działania policjantów z powodu „braku znamion czynu zabronionego”. Śledczy uznali, że interwencja policjantów była prawidłowa i nie doprowadzili oni swoim zachowaniem do zgonu 29-latka.
Pełnomocnicy rodziny złożyli zażalenie na decyzję prokuratury.
Mateusz Gerrietz
Dramat rozegrał się w nocy z 14 na 15 maja 2022 na ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu. Trzech mężczyzn uznało, że Mateusz Gerrietz chce włamać się do samochodu. Zatrzymali 34-latka i przekazali patrolowi policji. Później okazało się, że nie było nie tylko włamania, ale nawet jego próby.
Policjanci, którzy zatrzymali mężczyznę, położyli go na brzuchu i wykręcili ręce do tyłu i zakuli w kajdanki. Według świadków jeden z mundurowych dociskał kolanami do ziemi plecy Matusza. Mężczyzna nie leżał spokojnie, próbował się oswobodzić, ale nie był też szczególnie agresywny. W pewnym momencie zasłabł, a obecni na miejscu ratownicy medyczni przystąpili do reanimacji. Udało się przywrócić akcję serca, ale nie na długo. W szpitala 34-latek zmarł.
Śledztwo trafiło do Prokuratury Okręgowej w Opolu. Biegli z medycyny sądowej uznali, że nie można wskazać jednej przyczyny zgonu – był to raczej zbieg różnych czynników.
Według pełnomocnika rodziny istnieją przesłanki do postawienia zarzutów w tej sprawie, bowiem – według niego - „bez ucisku policjanta do zgonu Mateusza by nie doszło”.
Leo Krafft
Do dramatycznych wydarzeń doszło w piątek, 25 sierpnia 2023 roku. Przed godz. 22 policjanci dostali zgłoszenie dotyczące „pobudzonego mężczyzny, który załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne w miejscu do tego nieprzeznaczonym, a także zakłócał spokój innym”.
Na miejscu okazało się, że chodzi o 28-letniego Norwega Leo Kraffta, zawodnika futbolu amerykańskiego, który występował w lokalnej drużynie Panthers.
Początkowo mężczyzna miał być spokojny, z czasem zacząć stawiać bierny. Gdy sytuacja eskalowała, policjanci zastosowali środki przymusu bezpośredniego. U Norwega pojawiły się problemy z oddychaniem, a na miejsce mundurowi wezwali karetkę pogotowia. 28-latek został przez pogotowie ratunkowe przewieziony do jednego z wrocławskich szpitali, gdzie po ponad godzinie, zmarł.
Sprawę bada prokuratura.
Śmierć strzelca wyborowego
Na czarnej liście wrocławskiej policji są nie tylko zgony osób, wobec których podjęto interwencję. W kontrowersyjnych okolicznościach ginęli również sami policjanci.
Do dramatycznego zdarzenia doszło w Wiszni Małej w nocy z 2 na 3 grudnia 2017 roku. Atak kontrterrorystów na bandytę okradającego bankomat zakończył się śmiercią podkom. Mariusza Koziarskiego, trzech innych policjantów zostało rannych.
Po tragicznym zdarzeniu w środowisku kontrterrorystów zawrzało. Mieli oni pretensje do dowództwa jednostki we Wrocławiu o to, jak akcja została przygotowana, wytykając liczne błędy.
Policyjne działania kontrolne nie wykazały błędów w przygotowaniu akcji. Nie dopatrzyła się ich również prokuratura w Opolu, która prowadziła czynności sprawdzające.
Zabójstwo dwóch policjantów
Wielkie kontrowersje budzi również śmierć dwóch policjantów, którzy zmarli 7 grudnia we wrocławskich szpitalach. Podkom. Ireneusz Michalak i podkom. Daniel Łuczyński 1 grudnia wieczorem transportowali Maksymiliana F. na komisariat. W czasie transportu bandyta strzelił do funkcjonariuszy z broni, którą miał przy sobie. Dokładne okoliczności nie są jeszcze znane, a przynajmniej nie zostały ogłoszone przez śledczych opinii publicznej.
Wszystko wskazuje jednak na to, ze doszło do błędów i zaniedbań. Kto je popełnił, na którym etapie policyjnych czynności? To dopiero wyjaśni śledztwo.
Wrocławscy policjanci anonimowo jednak przyznają, że we wrocławskim garnizonie nie dzieje się najlepiej.