Napastnik czekał z kałasznikowem

Strzelec wyborowy zginął podczas zatrzymania bandyty. Jak do tego doszło?

2023-12-11 7:27

Wrocławscy kontrterroryści chcieli zatrzymać groźnego przestępcę, który okradał bankomat. Napastnik otworzył ogień z kałasznikowa. W strzelaninie zginął nie tylko bandyta, ale również dowodzący akcją bojową policjant. Do tragedii w Wiszni Małej doszło dokładnie 6 lat przed dramatycznymi wydarzeniami we Wrocławiu, gdzie zginęło dwóch mundurowych.

Kolejna tragedia we wrocławskim garnizonie 

Wrocław i Dolny Śląsk nie mogą otrząsnąć się po śmierci dwóch policjantów - asp. szt. Ireneusza Michalaka i asp. szt. Daniela Łuczyńskiego. Zmarli oni w szpitalu 4 grudnia po tym, jak 1 grudnia zostali postrzeleni przez konwojowanego przez nich Maksymiliana F. Do tej tragedii doszło dokładnie 6 lat po innym dramatycznym zdarzeniu, w którym zginął podkom. Mariusz Koziarski, dowódca zespołu bojowego wrocławskich kontrterrorystów (dziś tak mówi się na antyterrorystów) w Wiszni Małej pod Wrocławiem. Wydaje się, obu zdarzeń nie łączy nic poza tragiczną śmiercią funkcjonariuszy. Czy na pewno? Podobieństwo można dostrzec również w wielkich kontrowersjach związanych z wyjaśnianiem okoliczności obu tragedii.

Do zdarzenia w Wiszni Małej doszło w nocy z 2 na 3 grudnia 2017 roku. Policja dostała informację o włamaniu do bankomatu znajdującego się w specjalnym kontenerze. Wspominając śmierć podkom. Mariusza Koziarskiego wrocławska policja napisała: - Będąc w domu, otrzymał on telefoniczną informację o ogłoszeniu alarmu bojowego i konieczności natychmiastowego stawiennictwa w jednostce. Kolega Mariusz był zawsze oddany służbie i realizował każde zlecane mu zadanie - perfekcyjnie i z pełnym zaangażowaniem. Przybył więc szybko do jednostki i został wyznaczony na dowódcę składającego się z pięciu funkcjonariuszy zespołu bojowego. Zadaniem policjantów było zatrzymanie bardzo niebezpiecznego przestępcy, który znajdował się wewnątrz kontenera z bankomatem – czytamy w komunikacie policji.

Bandyta otworzył ogień

Gdy policjanci byli na miejscu, jedna grupa zajęła się pomocnikiem bandyty dobierającymsię do bankomatu, który siedział „na czatach” w zaparkowanym samochodzie. Gdy grupa bojowa chciała zatrzymać włamywacza, ten odtworzył drzwi do kontenerka i otworzył ogień do mundurowych z karabiny AK-47, czyli kałasznikowa. Co prawda pierwszy z kontrterrorystów osłaniał grupę tarczą balistyczną, ale seria z automatu odrzuciła go na tyle, że kule wystrzelone przez bandytę dosięgły czterech funkcjonariuszy. Dla podkom. Mariusza Koziarskiego okazały się śmiertelne, trzech innych policjantów zostało rannych.

W wymianie ognia zginął też napastnik, którym okazał się doskonale znany policji, wielokrotny przestępca Łukasz W., ps. „Czarny" z podpoznańskiego Kiekrza.

Kontrowersje wokół akcji w Wiszni Małej

Właśnie z osobą Łukasza W. wiążą się pierwsze poważne kontrowersje. Rozpracowywali go policjanci z trzech województw. Wcześniej zajmował się głównie kradzieżami samochodów, później „przerzucił” się na okradanie bankomatów. Jedna z nieoficjalnych wersji zakłada, że policjanci przyszykowali zasadzkę, ale spodziewali się bandytów dzień wcześniej (w nocy z piątku na sobotę). Gdy w końcu Czarny z kompanem się pojawili, na miejsce – w trybie alarmowym - wezwani zostali kontrterroryści z Wrocławia.

Jedno jest pewne – zawiodło rozpoznanie. Policjanci nie spodziewali się, że bandyta będzie miał przy sobie kałasznikowa. Od biedy mogli przypuszczać, że będzie posiadał ładunki wybuchowe (to był jego ulubiony sposób włamań do bankomatów), ale nie broń automatyczną.

Po tragicznym zdarzeniu w środowisku kontrterrorystów zawrzało. Mieli oni pretensje do dowództwa jednostki we Wrocławiu o to, jak akcja została przygotowana. Podnosili m.in. błędy pod kątem zabezpieczenia medycznego, a także braku udziału psa bojowego w akcji. – Taki pies zawsze jest wyposażony w kamizelkę kuloodporną. Ma ten atut, że jest cichy, szybki, może od razu zaatakować człowieka z bronią, przez co odwraca uwagę bandyty, a zespół AT ma czas na reakcję. Często takiego psa wpuszcza się właśnie do pomieszczeń, gdzie może przebywać uzbrojony człowiek. W tym wypadku aż prosiło się o jego użycie – powiedział po latach portalowi onet.pl jeden z funkcjonariusze dobrze znający sprawę.

Policyjne działania kontrolne nie wykazały błędów w przygotowaniu akcji. Nie dopatrzyła się ich również prokuratura w Opolu, która prowadziła czynności sprawdzające.

Ostatecznie w tragicznej sprawie z Wiszni Małej zarzuty usłyszeli wspólnicy Czarnego - Jacek S., który stał, a właściwie siedział w samochodzie, na czatach, a także Grzegorz K., który współpracował z bandytami, ale nie brał udziału w samym napadzie.

Wyjątkowy gest policjantów. Tak oddali hołd poległym kolegom