Zaginiona Izabela Parzyszek. Co się stało z 35-latką?
W poniedziałek, 19 sierpnia, wieczorem minie 10 dni, jak zaginęła Izabela Parzyszek. 35-letnia mieszkanka wsi Kruszyn pod Bolesławcem przepadła bez śladu w piątek, 9 sierpnia, na autostradzie A4 między węzłami Chojnów i Lubiatów na Dolnym Śląsku. Kobieta jechała po ojca do szpitala we Wrocławiu, ale ok. godz. 18.30 zadzwoniła, że zepsuł się jej samochód. Ostatni raz rozmawiała z ojcem godzinę później. Mężczyzna dowiedział się, że córka nie wezwała lawety, więc poprosił znajomych, żeby pomogli kobiecie. Nie było jej jednak na miejscu. W zatoczce na autostradzie A4 stała skoda citigo, a w środku m.in. telefon zaginionej.
10 sierpnia rodzina zgłosiła zaginięcie 35-latki. O tajemniczej sprawie poinformowały portale zajmujące się zaginionymi, a następnie oficjalnie o poszukiwaniach kobiety poinformowała policja. Mimo że upłynęło już wiele dni, wciąż nie wiadomo, co się stało z Izabelą Parzyszek. Czy padła ofiarą przestępstwa, a może sama postanowiła „zniknąć”? Kolejne dni przynoszą nowe fakty dotyczące zdarzenia, a także lawinę spekulacji. Wszystkie one sprawiają, że sprawa robi się coraz bardziej tajemnicza i zagmatwana.
Zepsuty samochód
Samochód, którym jechała kobieta miał się zepsuć na autostradzie. Nastąpiło to akurat w zatoczce na A4, ale nie można wykluczyć, że kobieta po prostu zdołała dojechać do zatoczki w momencie, jak z autem zaczęło dziać się coś złego.
Problem w tym, że niedługo po tym, jak miało dojść do awarii skody citigo, autem z autostrady odjechali znajomi ojca kobiety. W mediach pojawiła się informacja, że "znajomi wysłani przez ojca kobiety uruchomili samochód i odjechali nim". - Przekazano, że ta informacja, wyszła od rzecznika policji, ale to nieprawda – powiedział nam podkomisarz Przemysław Ratajczyk z dolnośląskiej policji.
Policjant nie informuje jednak, jak auto został zabrane i przez kogo z autostrady. Dopiero później samochód został zabezpieczony przez policjantów, co pozwoli biegłym ustalić, czy feralnego dnia mogło dojść do jego awarii.
Polecany artykuł:
Psy nie podjęły tropu
Policyjne psy pracowały na miejscu aż dwa razy. Niedługo po zgłoszeniu zaginięcia, a także po tygodniu, w minioną sobotę, 17 sierpnia. Policjanci z samego rana zamknęli odcinek autostrady A4, by mogły pracować sprowadzone z Komendy Głównej Policji specjalne psy, które są w stanie znaleźć ślady po kilku tygodniach. Niestety, również te działania nie przyniosły rezultatu.
- W sprawie cały czas prowadzone są czynności. O szczegółach nie możemy informować, bowiem śledztwo zostało objęte nadzorem Prokuratury Rejonowej w Bolesławcu - dodaje podkomisarz Przemysław Ratajczyk.
Separacja
Małżeństwo Tomasza i Izabeli w ostatnim czasie przechodziło kryzys. Para nie mieszkała razem, bo - jak przyznał mężczyzna w rozmowie z „Faktem”– chcieli od siebie odpocząć. Zapewnia jednak, że mieli ze sobą kontakt i wciąż się kochali. Oboje byli również świadkami Jehowy, należeli do zboru w Bolesławcu. Informacja ta uruchomiła falę spekulacji, że być może kobieta chciała się „uwolnić” od współwyznawców. Wyjście z ruchu jest teoretycznie możliwe, ale nieoficjalnie – jak przyznają osoby, które się na to zdecydowały – może się to wiązać z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami.
Jasnowidzka: „Sprawdźcie teren pól, wokół pól, aż do wsi”
Do sprawy odniosła się w mediach społecznościowych jasnowidzka Victoria Naiver. Według kobiety mogło dojść tragedii. - Wiem, że na mojej stronie są osoby z policji. Sprawdźcie panowie proszę teren pól, wokół pól, aż do wsi. Zejście jest 150 metrów od tego auta. A Was kochani proszę o udostępnienie mojego postu. Być może jakoś pomogę w tej sprawie. Dziękuję – napisała. Kobiecie chodziło o wieś Strupice znajdującą się na wysokości miejsca, gdzie znaleziono samochód zaginionej.
Plecak znaleziono w Legnicy?
Tymczasem w mediach społecznościowych pojawiło się sensacyjne doniesienie i zdjęcia, że w Legnicy, przy torach kolejowych, znaleziono plecak, który miała przy sobie Izabela Parzyszek. Jak się okazało, choć był podobny, nie było to z pewnością plecak należący do zaginionej.