Kardynał Henryk Gulbinowicz od tygodnia leży w szpitalu przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu. Jego stan jest bardzo ciężki. Jest nieprzytomny. Duchowny trafił do szpitala niedługo po tym, jak usłyszał od wysłanników papieża Franciszka straszliwy wyrok. Za grzechy, które udowodnili mu watykańscy śledczy, duchowny utracił godność biskupa, nie może prowadzić mszy, pokazywać się publicznie, a po śmierci nie będzie mógł zostać pochowany w katedrze. Stolica Apostolska zarzuca kard. Gulbinowiczowi m.in. molestowanie seksualne.
Wiadomo, że badano np. sprawę Karola Chuma. To mężczyzna, który w ubiegłym roku oskarżył Gulbinowicza o skrzywdzenie, gdy był nastolatkiem. Około roku 1990 - twierdzi Chum - jako uczeń niższego seminarium duchownego został na noc w pałacu Gulbinowicza na Ostrowie Tumskim. Wtedy też kardynał miał wejść do jego pokoju i obmacywać.
Niedawno na jaw wyszły też inne grzechy hierarchy. Miał współpracować z komunistyczną służbą bezpieczeństwa i chronić przed wymiarem sprawiedliwości księdza zboczeńca.
O stanie zdrowia kardynała rozmawialiśmy z dyrektorem szpitala, w którym leży duchowny, prof. Wojciechem Witkiewiczem. Powiedział nam, że stan hierarchy jest wciąż bardzo ciężki i to się nie zmienia. Gdy zapytaliśmy, czy jest możliwe, aby ks. Gulbinowicz opuścił szpital i wrócił do miejsca zamieszkania, czyli domu księży emerytów na Ostrowie Tumskim, prof. Witkiewicz stwierdził, że "niestety można przyjąć, że nie".