Tragedia w Gaikach. Nowe fakty ws. więzionej 30-latki
Ta historia wciąż jest ustach wielu Polaków. Para poznała się na portalu randkowym. Niestety, Mateusz J. nie miał dobrych intencji wobec Małgorzaty. Przetrzymywał ją w skrajnie nieludzkich warunkach, w ciemnej komórce, bez wody i dostępu do jedzenia, i tam znęcał się nad nią w prymitywny i okrutny sposób. Nawet wtedy, gdy kobieta urodziła dziecko swemu katowi i para oddała je do adopcji, Małgorzata ukrywała swój koszmar.
- Zakładał mi kominiarkę, żebym nie widziała, gdzie mieszkamy, kiedy wiózł mnie do szpitala. Tak samo, gdy wyprowadzał mnie nocą, abym się umyła. Czasami oblewał mnie tylko szlauchem, ale jak byłam posłuszna, to dostawałam ciepłą wodę - powiedziała Małgorzata dziennikarzom.
Kobieta tłumaczy, że wcześniej nikomu nie powiedziała o swoim koszmarze, bo bała się swojego kata. We wtorek, 27 sierpnia, gdy Mateusz J. przywiózł więzioną kobietę do szpitala, bo wybił jej bark, Małgorzata odważyła się opowiedzieć szpitalnemu psychologowi o swoim losie. Potem wydarzenia potoczyły się lawinowo. Mateusz J. został aresztowany. Usłyszał m.in. zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Nie przyznał się do winy. Grozi mu od 5 do 25 lat więzienia
MOPR zabrał głos w sprawie dramatu Małgorzaty
Tymczasem wszyscy zastanawiają się, czy kobiecie można było pomóc wcześniej. Padają pytania, dlaczego nikt przez tyle lat jej nie szukał. Donata Majchrzak-Popławska, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, ujawnia, że pracownice socjalne wiele razy próbowały pomóc Małgorzacie, bo wiedziały, że jest ofiarą przemocy.
- Sprawa była na policji, a Małgorzata była w naszym ośrodku interwencyjno-readaptacyjnym w Lesznie dwa razy w 2020 r. - mówi Majchrzak-Popławska. - Wiedzieliśmy, że urodziła dziecko i że oddała je do adopcji, ale wyprowadziła się i nie utrzymywała kontaktu z rodziną ani z nami. Na pewno jednak nie była osobą zaginioną - mówi dyrektorka MOPR, która podkreśla, że były próby pomocy Małgorzacie, ale ona znikała z ośrodka. Wcześniej też zdarzało jej się jeździć po Polsce i to właśnie dlatego dzieci są w rodzinie zastępczej. - O wszystkim informowaliśmy sąd, a ten ustanowił nawet kuratora dla Małgorzaty jako dla osoby nieznanej z miejsca pobytu - dodaje Majchrzak-Popławska, która ma nadzieję, że tragiczny los Małgorzaty będzie dla innych lekcją, że o przemocy trzeba głośno mówić. - Gdy Małgorzata będzie chciała do nas wrócić, na pewno otrzyma pomoc - zapewnia dyrektorka MOPR.
GALERIA. 30-letnia Gosia więziona w Gaikach pod Głogowem. Mateusz J. znęcał się nad nią 4 lata. ZOBACZ ZDJĘCIA: