5 lat temu na łamach "Super Expressu" tak pisaliśmy o tej rzeźbie, która powstała w ramach Europejskiej Stolicy Kultury i szokowała ceną, bo wydano na nią 40 tysięcy złotych:
"Instalacja układa się w napis "kocham", który widziany jest z najwyższych pięter otaczających podwórko kamienic. Kto kocha, kogo i dlaczego? Nie wiadomo. Ale dzieło na pewno nie powstało z miłości do okolicznych mieszkańców. Bo ta "ławeczka", jak ją nazywają, stoi na jednym z najbardziej obskurnych wrocławskich podwórek, gdzie od zaraz trzeba załatwić o wiele ważniejsze kwestie. Kamienice są tutaj odrapane, wszędzie jest błoto, walają się śmieci i biegają szczury. Dzieci nie mają się gdzie bawić, a wieczorami strach tu wejść z uwagi na pijaków delektujących się tanim winem".
W biurze ESK tłumaczono, że 40 tysięcy złotych nie można było przeznaczyć na jakieś przyziemne potrzeby, jak uporządkowanie terenu czy plac zabaw dla dzieci, tylko na natchnione projekty, dzieła sztuki, będące wizją artysty. Dlatego też zdecydowano się postawić betonowe kloce.
Trudno nie przyznać, że instalacja ta nie miała swoich zwolenników, ponieważ dzieło sztuki doceniły lokalne pijaczki. Na napisie można swobodnie usiąść i delektować się alkoholem.
Polecany artykuł:
Minęło pięć lat. O Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu niewiele osób pamięta, a na podwórku powiało normalnością. Zostało bowiem częściowo wyremontowane. Jest plac zabaw, są miejsca parkingowe, ma być bardziej zielono. Jest ładniej, niż było.
Jednak urzędnicy najwyraźniej zapomnieli o kamiennym napisanie "kocham", co można odczytać jako policzek w twarz dla całej ekipy ESK. Dzieło sztuki nie jest bowiem należycie wyeksponowane. A wręcz przeciwnie: zostało ukryty pomiędzy parkingiem a kubłami na śmieci. Czy to profanacja?
Urzędnicy przyznają, że kubły na śmieci ustawiono koło dzieła sztuki, ale stało się to nie z ich inicjatywy. Lokalizacja śmietników to decyzja mieszkańców! To oni wybrali takie miejsce, bo najłatwiej dotrzeć tam z bram kamienic...