- Odebrałam telefon od mężczyzny, powiedział, że jest policjantem, a mój syn spowodował wypadek, w którym zginął człowiek – mówi roztrzęsiona pani Julia (65 l.). - Byłam przerażona. Zwłaszcza, że po chwili rozmawiałam już z moim „synem”. Ktoś, kto się pod niego podszył, błagał o pomoc. Rozpaczał, że pójdzie do więzienia. Straciłam czujność, bałam się o swoje dziecko.
„Syn” powiedział, że trzeba natychmiast zorganizować pieniądze, żeby uniknął więzienia.
- Razem z mamą zebrałyśmy wszystkie nasze oszczędności - 52 tys. zł – dodaje.
Niebawem przyszła po nie jakaś kobieta. Stanęła pod domem i czekała. Wzięła pieniądze schowane w pudełku, podziękowała i zniknęła.
Pani Julia i jej mama Stefania (93 l.) zrozumiały, że padły ofiarą oszustów, gdy porozmawiały z prawdziwym synem.
- Jesteśmy załamane. To były oszczędności naszego życia. Pieniądze, które potrzebujemy na lekarzy, na lekarstwa, na jedzenie - żalą się kobiety. - Mamy nadzieję, że policja złapie tych ludzi. W to, że przestępców ruszy sumienie i oddadzą łup, nie wierzymy.
Policja prowadzi dochodzenie. Badany jest monitoring z okolicznych sklepów. Być może na nim będzie widać np. kobietę, która odebrała pieniądze.
- Policjanci nigdy nie proszą o przekazywanie pieniędzy, ani nie informują o działaniach operacyjnych. Jeśli dochodzi do takich sytuacji, natychmiast należy dzwonić na 112 – przypomina Wojciech Jabłoński z dolnośląskiej policji.