- Misje przewijały się w moim życiu od dzieciństwa, zawsze mnie fascynował misyjny świat. Wydawało mi się wspaniałe jeździć po całym świecie, poznawać inne kultury, ale i pomagać ludziom. Jak byłam mała pojawiło się takie pragnienie. Rzeczywistość zweryfikowała jednak te plany - opowiada Ewelina Paździor.
Dwa lata temu Ewelina wróciła jednak do marzeń z dzieciństwa i zgłosiła się na wolontariat. Ostatnie 11 miesięcy spędziła w Zambii. Wyleciała tam na początku września zeszłego roku. Zanim jednak rozpoczęła pracę wolontariuszki przez 12 miesięcy przechodziła tzw. formację misyjną w Warszawie, a więc okres przygotowań do wyjazdu na misję.
Polecany artykuł:
- Spotykaliśmy się raz w miesiącu przez 12 miesięcy w ośrodku misyjnym w Warszawie i tam poznawaliśmy życie misjonarzy - opowiada Ewelina. - Kierunki wyjazdów są różne, choć nie ukrywam, że marzyła mi się Afryka. Kiedy dowiedziałam się, że będzie to Zambia i placówka w Mansie bardzo się ucieszyłam, bo znałam ją z prezentacji wolontariuszy, którzy byli tam wcześniej - dodaje.
Oprócz Eweliny z jej formacji na misję wyjechało 18 osób, większość z nich na misje krótkoterminowe. Zazwyczaj w dane miejsce wolontariusze wysyłani są w parach, ale Ewelina do Mansy pojechała sama.
Dotarcie ze stolicy Zambii, Lusaki, do Mansy zajęła Ewelinie prawie tydzień. - Zambijski styl życia nauczył nas, że trzeba być cierpliwym - przyznaje.
Największym zaskoczeniem na misjach byli ludzie i ich kultura. - Zambijczycy są bardzo otwarci. Jak się kogoś wita, to jest to okraszone szeregiem śpiewów i tańców - wspomina Ewelina.
W Mansie Ewelina pracowała w niewielkiej placówce, pod którą podlegały przedszkole i szkoła podstawowa. - Pracowałam z niesamowitymi dziećmi, które dawały mi mnóstwo pozytywnej energii - podkreśla wolontariuszka.
W pracy z dziećmi w Zambii przydało się też doświadczenie zebrane w Kreatywnym Obiekcie Multifunkcyjnym, w którym Ewelina pracowała przed wyjazdem na misję.
- Pracowałam w przedszkolu, prowadziłam zajęcia z języka angielskiego. Po południu pracowałam w centrum młodzieżowym, a tam już spotykałam się z dziećmi z ulicy. Mieliśmy zajęcia plastyczne, warsztaty muzyczne, ale myliśmy też z nimi zęby, co było dla nich nowością - wyjaśnia wolontariuszka.
Jednym z trudniejszych zadań było przyzwyczajenie się do języka angielskiego w wersji zambijskiej. - Akcent Zambijczyków był bardzo trudny. Przez pierwsze 2-3 tygodnie miałam problem, żeby cokolwiek zrozumieć - wspomina z rozbawieniem Ewelina.
Choć afrykańska przygoda dobiegła końca, wolontariuszka myśli już nad kolejną wyprawą. Więcej o pracy Eweliny przeczytacie na jej blogu: Mój Misyjny Exodus.