Dwóch zaginionych w półtora miesiąca
24-letni Bartosz zaginął w nocy z piątku na sobotę (3/4 lutego). Wcześniej bawił się ze znajomymi na spotkaniu firmowym w centrum Wrocławia. Po północy poinformował partnerkę, że wraca do mieszkania przy ul. Tęczowej, ale nigdy tam nie dotarł. Krążył w okolicach Rynku, potem poszedł w przeciwnym kierunku niż miejsce zamieszkania. Przy ulicy Grodzkiej, w pobliżu mostów Pomorskich, wpadł do Odry i utonął. Wstępnie prokuratura – na podstawie nagrań w monitoringu - wykluczyła udział osób trzecich w tragicznym zdarzeniu.
Do tej tragedii doszło około półtora miesiąca po tym, jak w podobnych okolicznościach zaginął Michał z Brwinowa pod Warszawą, który przyjechał do Wrocławia w służbową delegację. 13 grudnia 2022 roku przebywał ze współpracownikami w okolicach Rynku, m.in. na Jarmarku Bożonarodzeniowym. Ostatni raz był widziany około północy, ale do hotelu, w którym mieszkał, już nie dotarł. 15 grudnia z miejskiej fosy wyłowiono ciało mężczyzny.
Piotr, Dariusz, Maciej
Dwa tak tragiczne zdarzenia zdarzenia w krótkim czasie wywołały mnóstwo spekulacji. Zwłaszcza że wrocławianie pamiętają inne, podobne sprawy z przeszłości. Przypomnijmy najbardziej głośne z nich.
Piotr L., 22-letni student, zaginął we Wrocławiu 19 stycznia 2013 roku nad ranem w okolicach Ostrowa Tumskiego. Wracał ze znajomymi z klubu w Rynku. Świętował zdobycie dyplomu na Politechnice Wrocławskiej. To była pierwsza tak głośna i medialna sprawa. Poszukiwania trwały ponad 5 miesięcy. Zaangażowanych w nie były, oprócz służb, dziesiątki znajomych mężczyzny. 17 czerwca ciało znaleziono w Odrze w pobliżu miejscowości Uraz, niespełna 30 kilometrów od miejsca zaginięcia.
Głośno było również o poszukiwaniach Dariusza G. 32-latek zaginął w nocy z 26/27 marca 2019 roku. Mężczyzna pochodził z Kalisza, we Wrocławiu przebywał od listopada 2018 roku na delegacji, ale do rodzinnego domu wracał na weekendy. Feralnej nocy bawił się z kolegami w lokalu w centrum. Po rozstaniu z nimi nie dotarł jednak do swojego mieszkania. Jak wykazało śledztwo, przebywał późnij m.in. w lokalu ze striptizem. Ciało 32-latka zostało znalezione w Odrze 7 kwietnia przy bulwarze Dunikowskiego. Trwające kilka miesięcy śledztwo nie wykazało, żeby do śmierci mężczyzny ktoś się mógł przyczynić.
Długo wydawało się, że wątek kryminalny może mieć znacznie w przypadku Macieja A. 20-letni student szkoły pożarnictwa bawił się ze znajomym w klubie X-Demon. Młody mężczyzna ostatni raz widziany był ok. godz. 2 w nocy 26 września 2020. Gdy nie wrócił do domu, rozpoczęto akcję poszukiwawczą. 3 października odnaleziono jego zwłoki w Odrze na Kozanowie.
To zdarzenie było o tyle nietypowe, że 20-latek miał zostać pobity w klubie. Później był widziany w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Na placu Jana Pawła II, w okolicach Odry, Maciej A. został sam, a na nagraniach z monitoringu widać, jak zszedł w dół rzeki. Śledztwo nie wykazało, żeby ktoś się przyczynił do jego śmierci.
„To na pewno nie był nieszczęśliwy wypadek”
W przypadku tych pięciu tragicznych zdarzeń śledczy mają pewność (choć dwa śledztwa nie zostały jeszcze zakończone), że doszło do nich bez udziału osób trzecich. Choć dowody są mocne, wielu internautów ma wątpliwości. Mnożą się spekulacje. To tylko niektóre komentarze, które można znaleźć na naszym profilu na Facebooku:
Leszek: Te zaginięcia to nie jest dzieło przypadku, myślę że ważną rolę ogrywają tu przygodnie poznane w klubach Panie;
Agata: To na pewno nie był nieszczęśliwy wypadek. Chłopak nie był głupi. Kto zginie w Odrze we Wrocławiu to wszystkim przypisują nieszczęśliwe wypadki. Szkoda chłopaka, przed nim było całe życie.
Wioleta: Coś tam musi się dziać, za dużo tych młodych ofiar, dziwnym trafem wszyscy lądują w Odrze.
Beata W: Co się dzieje, już nie pierwszy młody człowiek tak ginie.
Przypuszczeń tych jednak nie potwierdzają działania i ustalenia śledczych. Prawda jest bowiem bardziej prozaiczna - we Wrocławiu o podobną tragedię nietrudno. W samym centrum mamy kilkanaście mostów na Odrą, do tego są inne rzeki i fosa miejska, a także dopływy i kanały. Nie brakuje różnych urządzeń hydrotechnicznych.
Skala utonięć w stolicy Dolnego Śląska jest znacznie większa niż w innych miastach podobnej wielkości. Jak poinformował portal tuwroclaw.com, powołując się na dane GUS, w ciągu czterech lat w rzekach we Wrocławiu utonęło 35 osób. W tym samym czasie Krakowie było 13 takich zdarzeń, w Warszawie - 12, a w Gdańsku – 9.
Nie bądźmy obojętni
Czy to oznacza, że nie da się uniknąć podobnych tragedii? Według podkomisarza Wojciecha Jabłońskiego, oficera prasowego Komendanta Miejskiego Policji we Wrocławiu, z pewnością można ograniczyć ich liczbę. - Przede wszystkim apeluję do osób, które wspólnie spędzają czas podczas wyjść do lokali. Gdy widzą, że ktoś z ich towarzystwa może mieć problem z bezpiecznym dotarciem do domu, nie powinny zostawiać takiej osoby samej. Najlepiej taką osobę odprowadzić, albo chociaż zamówić taksówkę – mówi policjant.
Nie powinniśmy być obojętni również wtedy, gdy widzimy „na mieście”, że ktoś jest w stanie, w którym jego bezpieczeństwo jest zagrożone. - Lepiej wtedy wezwać służby, nawet prewencyjnie, zanim dojdzie do najgorszego – dodaje Jabłoński.
Polecany artykuł: