Choć dzięki Bogu wielka woda w tym roku nie spustoszyła Wrocławia (jak np. Lądek Zdrój, Kłodzko czy też Stronie Śląskie), to w poniedziałkowy poranek zachodnia część miasta (która jeszcze kilka dni temu broniła się przed powodzią na Bystrzycy) okazała się być totalnie sparaliżowana przez zamknięcie dla ruchu samochodowego mostu Marszowickiego. Z tego powodu wiele osiedli i okolicznych miejscowości jest praktycznie odciętych od dojazdu do centrum.
Jedyną drogą wyjazdową dla kilku tysięcy mieszkańców stała się ul. Marszowicka. Na niej od wczesnego poranka stały setki samochodów. Z tego względu odcinek, na którego pokonanie zazwyczaj wystarczy 5 minut, dziś zajmował blisko 2 godziny. W mediach społecznościowych pojawiła się lawina krytycznych komentarzy o tej sytuacji. "Dzieci do szkół już dawno spóźnione, o swojej pracy to już nawet nie mówię", "mi udało się przejechać w pół godziny po 6 rano, później było już tylko gorzej", "czy naprawdę nie można postawić jednego policjanta, który pokierowałby ruchem?" - grzmieli komentarzach mieszkańcy. - To nie są utrudnienia, to jest totalny paraliż - napisała kolejna internautka.
Zobacz: Tak w ostatnich dniach zmieniła się Odra we Wrocławiu. Pokazano zdjęcia z satelity
Ostatecznie głos w tej sprawie postanowił zabrać sam prezydent Wrocławia Jacek Sutryk. - Ul. Główna i okolice mostu Marszowickiego wymagają oceny technicznej zanim powróci ruch kołowy. Chodzi o bezpieczeństwo. Należy zatem spodziewać się utrudnień wjeżdżając z tamtej strony - napisał. - Tych którzy wjeżdżają do miasta od strony zachodniej proszę o korzystanie z obwodnicy Lesnicy by zostawić jak najwięcej miejsca włączającym się w ul. Średzką od strony Marszowic - tłumaczył. Na koniec zaapelował:
- Proszę o zrozumienie sytuacji. Nasze służby działają.
Galeria poniżej: Tak Wrocław szykował się na powódź