Był grudzień 2020 roku. Pani Małgorzata potknęła się i spadła ze schodów.
- Była cała obolała, źle się czuła. Postanowiliśmy pojechać do szpitala przy ul. Fieldorfa. Na wszelki wypadek - mówi pan Waldemar Duszenko. - Trafiliśmy na SOR, po długim oczekiwaniu żona została wreszcie zbadana. Lekarz niczego groźnego nie stwierdził. Gosia dostała jedynie tabletki przeciwbólowe i usłyszeliśmy, żeby wracać do domu.
Trzy dni później kobieta już nie żyła. Pan Waldemar mówi, że żona zmarła mu na rękach. I zastanawia się, czy w szpitalu nie przeoczono czegoś, co mogło doprowadzić ukochaną do śmierci.
- Na szpitalnym oddziale ratunkowym wykonano pacjentce szereg badań. Lekarze ocenili jej stan jako ogólnie dobry i dlatego została wypisana do domu - mówi Agnieszka Czajkowska ze szpitala im. Marciniaka.
Waldemar Duszenko zaznacza, że już trzy dni po tej wizycie karetka zabrała żonę do szpitala, a następnie kobieta zmarła.
- Nie było wiadomo na co. Liczyłem, że poznam przyczynę zgonu po wykonaniu sekcji zwłok. Myliłem się – opowiada mężczyzna.
Sekcja, jak twierdzi, nie odpowiedziała na żadne pytania.
- Ustaliłem więc datę pogrzebu, zaprosiłem rodzinę. Jednak tuż przed pochówkiem poinformowano mnie, że ciało żony zostało zabrane na kolejną sekcję i żadnego pogrzebu nie będzie - denerwuje się mężczyzna.
Pan Waldemar choć wstrząśnięty, że nie mógł pochować żony, to uwierzył, że jednak pozna przyczynę śmierci.
- Niestety, to była płonna nadzieja. Znowu bardzo się zawiodłem i myślałem, że serce mi pęknie – wspomina. - - Bo kolejna sekcja znowu nie przyniosła żadnego rezultatu.
Polecany artykuł:
Wrocławianin w końcu pochował żonę, ale nie mógł przestać zadręczać się rozmyślaniem o tragedii.
- Nagle też dostałem informację, że przeprowadzono badania histopatologiczne i wynika z nich, że żona zmarła na zawał serca – opowiada Waldemar Duszenko. - To jak to jest? Trzy dni wcześniej czuła się dobrze i nagle dostała zawału? Nie wierzę w to.
Śledztwo w sprawie śmierci wszczęła wrocławska prokuratura z Fabrycznej, ale zdążyła je już umorzyć.
- Nie rozumiem tej decyzji. Ale ja sprawy nie zostawię. Zamierzam skierować sprawę do sądu, z powództwa cywilnego - zapowiada pan Waldemar. - Może wtedy uda się wyjaśnić wszystkie okoliczności śmierci mojej ukochanej żony.