Spis treści
- Sprawa Tomasza Komendy. Mama wspomina ukochanego syna
- Komenda na wolności. "Takie szczęście, że serce pęka"
- Pieniądze wszystko zmieniły?
- Trzy "widzenia" w ciągu ostatnich trzech lat życia Tomka
Sprawa Tomasza Komendy. Mama wspomina ukochanego syna
Była przy nim zawsze: od urodzenia, po pobyt więzieniu, aż po czas, gdy wyszedł na wolność, choć w ciągu ostatnich 3 lat widziała go tylko trzy razy - mama Tomasza Komendy postanowiła opowiedzieć Ewie Wilczyńskiej z "Dużego Formatu" o tym, co najbardziej zapamiętała po jego śmierci. Kobieta trochę krępuje się, mówiąc, że mężczyzna był jej ukochanym z grona czworga synów. Miłość do niego nie osłabła nawet, gdy trafił do zamknięcia, skazany niesłusznie za wykorzystanie i zabicie 15-letniej dziewczyny.
Mama Tomasza Komendy podkreśla, że nie opuściła żadnego widzenia w Zakładzie Karnym w Strzelinie, a zdołała jeszcze załatwić dodatkowe. Wspomina, że w przerwach pomiędzy kolejnymi spotkaniami z synem przychodziła pod mury więzienia, krzycząc, że go kocha. Na widzenia przychodziła w bluzach, które później mu dawała, a razem z Krzysztofem i Piotrem, braćmi mężczyzny, oszczędzali, żeby to on otrzymał najlepsze rzeczy.
- Raz było tak, że mieliśmy sto złotych na święta. Zapytałam wtedy Krzyśka i Piotrka, co robimy. To oni decydowali, czy robimy święta dla siebie, czy paczkę dla Tomka. No i oczywiście była paczka - mówi kobieta "Dużemu Formatowi". Dalsza część tekstu poniżej.
Komenda na wolności. "Takie szczęście, że serce pęka"
Tomasz Komenda spędził w zamknięciu 18 lat, zanim w marcu 2018 r. wyszedł na wolność. Jego mama wspomina, że "to było takie szczęście, że serce pęka". Największą radość dawał jej widok trojga najmłodszych synów, którzy przebywali jeszcze wtedy razem. Tomasz po opuszczeniu zakładu karnego wrócił do rodzinnego domu, ale było widać, że trudno mu zapomnieć o czasie spędzonym w więzieniu.
- To trzeba było powolutku, powolutku, krok po kroczku, a nie na hura, że zaraz celebrytą będzie, rodzinę założy. On nie był na to gotowy. Powinien być szczęśliwy, ułożyć sobie życie po swojemu, popełniać błędy, tylko żeby ktoś troszeczkę nim pokierował. Bo on nie umiał tutaj żyć. Najpiękniejsze lata spędził tam, i jak wyszedł, to wszystkiego musiał się uczyć na nowo. Potrzebował wsparcia, prostych rzeczy czasem nie wiedział, bo skąd? Kupił szerokie dżinsy, dzwony, zadowolony je założył, a ja widzę, że to damskie, ale pamiętał je z młodości. Trzeba było mu delikatnie wytłumaczyć, że już takich się nie nosi - mówi mama Tomasza Komendy, którą cytuje "Duży Format".
Pieniądze wszystko zmieniły?
Wszystko zmieniło się, gdy mężczyzna otrzymał za niesłuszne skazanie ogromne, wielomilionowe odszkodowanie, po czym w zasadzie przestał się kontaktować z najbliższą rodziną, wyłączając najstarszego brata, Gerarda. Bliscy nie szczędzili mężczyźnie gorzkich słów, co musieli robić za pośrednictwem mediów. Jego mama udzieliła głośnego wywiadu Onetowi, gdzie powiedziała m.in, że Tomasz może już usunąć tatuaż o treści: "Kocham cię mamo". Dalsza część tekstu poniżej.
Ja tak powiedziałam, żeby Tomek się zdenerwował i przyszedł mi nagadać. Ale nic to nie dało. On pewnego dnia po prostu zniknął. Bez słowa zostawił klucze na komodzie. To było zaraz po tym, jak dostał pieniądze, w 2021 roku. Już nie mogłam się do niego dodzwonić. Szukałam go wszędzie. Byłam na policji, ale zapytali, czy jest ubezwłasnowolniony. Odpowiedziałam, że nie. A oni, że w takim razie nie mogą mi pomóc, bo Tomek jest pełnoletni. Czasem ludzie na ulicy mnie zaczepiali i o nim mówili. Odwiedzałam miejsca, w których go widzieli, ale go nie było. On uciekał, jak słyszał, że idę
- powiedziała kobieta "Dużemu Formatowi".
Trzy "widzenia" w ciągu ostatnich trzech lat życia Tomka
W ostatnich 3 latach poprzedzających śmierć - Tomasz Komenda zmarł 21 lutego br. - jego mama widziała go tylko trzy razy, licząc dzień jego zgonu. Jak powiedziała, gdy w czasie uroczystości pogrzebowych w kaplicy chciała jeszcze dotknąć twarzy 46-latka, to najstarszy syn, którego wszyscy nazywali "Maćkiem", ją odepchnął. To właśnie on zdaniem kobiety stoi za tym, że jej ukochany syn stracił kontakt z resztą członków rodziny. Gdy jego mamie udało się w końcu ustalić, gdzie mieszka, Gerard miał organizować specjalne widzenia, w czasie których obowiązywały też określone zasady. Tomasz był już jednak poważnie chory.
- Wyznaczyli mi najpierw spotkanie w tej kawiarni, termin widzenia zaznaczyli w kalendarzu, doczekać się nie mogłam. W tym mieszkaniu był, co do niego chodziłam. Telefon oddałam na wejściu i prowadzą mnie do jego pokoju. Biała podłoga, białe ściany, białe meble, jak w szpitalu, tylko sufit czarny. Na dywanie folia, na krześle folia, nawet telewizora nie miał, usłyszałam, że nie chciał, w łóżku leżał. Złapałam go za rękę: „Synku, poznajesz mnie?", a on popatrzył na mnie, po mojej ręce palcem przejechał, łzy miał w oczach, wiedział, że to ja. Jak przyszłam następnym razem, to Tomek miał schowane ręce pod kołdrą, a oni mi na krześle kazali usiąść, mogłam tylko na niego popatrzeć. I już, minęło 15 minut, do widzenia. Więc jak ludzie pytali, czy się z nim pożegnałam, to nie - mówi mama Tomasz Komendy, którą cytuje "Duży Format".
W październiku rozpoczęło się postępowanie ws. testamentu Tomasza Komendy, ale sąd odmówił kobiecie prawa udział w odczytaniu ostatniej woli jej syna. Chce ona teraz złożyć zażalenie na tę decyzję.