Ireneusz m. jest obecnie jedną z dwóch osób podejrzanych o zgwałcenie ze szczególnym okrucieństwem i zamordowanie małoletniej Małgorzaty K. w nocy z 31 grudnia 1996 r. na 1 stycznia 1997 r. Drugim jest Norbert B., który odpowiada przed sądem z wolnej stopy (czyli nie jest aresztowany). Żaden z nich nie przyznaje się do popełnienia tej zbrodni. Ireneusz M. odsiaduje wyrok za gwałt z 2007 r., ale jeszcze niedawno całkiem realny wydawał się jego powrót na wolność.
Wyrok, który otrzymał za gwałt (z 2007 r.) wkrótce się skończy i na początku września Ireneusz M. mógłby wyjść na wolność. Aby tego uniknąć, prokuratura wystąpiła do sądu z wnioskiem o przedłużenie jego aresztowania. Jeszcze 11 sierpnia br. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu odrzucił wniosek o przedłużenie aresztu, bo uznał, że nie zachodzi obawa ucieczki ani mataczenia ze strony oskarżonego. Gdyby sprawa skończyła się w ten sposób, Ireneusz M. już niedługo mógłby znaleźć się na wolności.
Sąd we Wrocławiu zmienia zdanie. Gwałciciel jednak nie powinien być na wolności?
Już po odrzuceniu wniosku przez Sąd Apelacyjny niemal jasne było, że Prokuratura odwoła się od decyzji. Rzeczywiście, zażalenie wpłynęło i w jego wyniku Sąd Apelacyjny we Wrocławiu (orzekając w 3-osobowym składzie) zmienił postanowienie, tym samym przedłużając aresztowanie do 31 października 2020 roku.
Tym razem wyrok brzmi kompletnie inaczej. Sąd podziela stanowisko prokuratora i prognozuje...surową karę.
- [...] Sąd w pełni podzielił stanowisko prokuratora, że zgromadzony w niniejszej sprawie materiał dowodowy wskazuje na duże prawdopodobieństwo sprawstwa Ireneusza M. w zakresie zarzucanych mu czynów, a z uwagi na drastyczne ich okoliczności i dotychczasową karalność oskarżonego zachodzi podstawa do prognozowania, że może mu zostać wymierzona surowa kara pozbawienia wolności [..] - przekazuje biuro prasowe prokuratury krajowej.
Sąd zgodził się także z opinią prokuratora, że tymczasowe aresztowanie oskarżonego uzasadnia zakończenie (6 września 2020 roku) odbywania kary pozbawienia wolności orzeczonej w innej sprawie. Tym samym przyznał, że istnieje uzasadniona obawa, że Ireneusz M. pozostając na wolności mógłby ponownie popełnić poważane przestępstwo przeciwko życiu lub zdrowiu.
Przerażające okoliczności zbrodni w Miłoszycach
Przypomnijmy, na czym polegała zbrodnia popełniona w Miłoszycach. Według dotychczasowych ustaleń 31 grudnia 1996 roku około godz. 19 pokrzywdzona Małgorzata K. w towarzystwie koleżanki Iwony K. wyszły z mieszkania położonego w Jelczu-Laskowicach. Obie udały się na dyskotekę sylwestrową do klubu „Alcatraz” w Miłoszycach.
W klubie pokrzywdzona przebywała w towarzystwie Iwony K. oraz innych koleżanek i kolegów. O północy Małgorzata K., tak jak inni uczestniczy dyskoteki, wypiła szampana. Po spożyciu alkoholu źle się czuła, nie była w stanie swobodnie się poruszać i wysławiać. Jeden z jej nowo poznanych kolegów – Krzysztof K., podjął decyzję o odprowadzeniu jej do domu. Przed budynkiem dyskoteki podszedł do nich mężczyzna, który przedstawił się jako „Irek” i powiedział, że jest bratem Małgorzaty K. i pomoże odprowadzić ją do domu. Z uwagi na swój stan Małgorzata K. nie reagowała na to, co wokół niej się działo. Obaj mężczyźni, podtrzymując pokrzywdzoną, ruszyli w kierunku ulicy Kościelnej w Miłoszycach. W pewnym momencie mężczyzna, który przedstawił się jako „Irek”, nakazał Krzysztofowi K. powrót na dyskotekę informując go, że skoro jest bratem pokrzywdzonej, to sam odwiezie ją do domu. Do mężczyzny podtrzymującego Małgorzatę K. podszedł drugi młody chłopak i obydwaj poprowadzili ją na teren posesji Józefa R.
Na terenie posesji doszło do zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem Małgorzaty K. Oskarżeni po dokonanym gwałcie pozostawili Małgorzatę K. nagą z poważnymi obrażeniami wewnętrznymi na kilkustopniowym mrozie. Na skutek wychłodzenia i wykrwawienia spowodowanego doznanymi obrażeniami Małgorzata K. będąca pod karbamazepiny, która połączona z alkoholem działa jak „pigułka gwałtu”, pozostawiona naga na mrozie, po długotrwałej agonii zmarła.
Polecany artykuł: