Śmierć Magdaleny Żuk ciągle niewyjaśniona
Była niedziela, 30 kwietnia 2017 roku. Właśnie wtedy doszło do najgorszego. Magdalena Żuk, młoda, piękna Polska zmarła w szpitalu w Hurghadzie. Trafiła tam ze szpitala w Port Ghalib, gdzie wyskoczyła z okna. Niestety, obrażenia okazały się śmiertelne…
Tragicznie zakończona historia rozpoczęła się sześć dni wcześniej. We wtorek, 25 kwietnia Magdalena Żuk wyleciała na upragnione wakacje w Egipcie. Czas w kurorcie Marsa Alam miała spędzić ze swoim chłopakiem Markusem. Okazało się jednak, że mężczyzna nie ma ważnego paszportu. - O tym, że Magda wykupiła wycieczkę, dowiedziałem się w dniu wylotu. Około godziny trzynastej – mówił później „Faktom” TVN Markus. Pochodząca z Bogatyni, a mieszkająca we Wrocławiu 27-latka, wsiadła więc na pokład samolotu do Egiptu sama.
W hotelu Three Corners była już po północy. Kontaktowała się z partnerem, nic wtedy nie wskazywało, że dzieje się coś złego. Niestety, w ciągu dnia sytuacja zaczęła się zmieniać. Do Markusa, a także rodziców i siostry Magdaleny, zaczęły docierać pierwsze, niepokojące sygnały. Kobieta miała być roztrzęsiona i agresywna. Nachalnie szukała kontaktu z pozostałymi turystami z Polski, a przy tym była jakby nieobecna. Sprawiała wrażenie, że się czegoś boi.
Wizyty w szpitalu i na lotnisku
Wreszcie przerażona kobieta skontaktowała się z partnerem, błagała go, by ją zabrał natychmiast do Polski. W czwartek (27 kwietnia) Markus, kupił kobiecie bilet powrotny do Polski na sobotę. Niestety, stan Polki ciągle się pogarszał.
Wtedy też do sieci trafiły wstrząsające nagrania, na których widać było skuloną kobietę w progu hotelowego pokoju. W piątek, 28 kwietnia, rezydent hotelu po raz pierwszy zabrał Magdalenę do szpitala w Port Ghalib, nie została jednak przyjęta.
Była nadzieja, że koszmar skończy się dzień później, niestety, kobieta – ze względu na swój stan - nie została wpuszczona na pokład samolotu do Warszawy. Kolejna przerażająca rozmowa z partnerem i kolejna wizyta w szpitalu. Tym razem z pozytywnym skutkiem. Wydawało się, że w szpitalu 27-latka będzie bezpieczna.
Niestety, w lecznicy doszło do kolejnych dantejskich scen. Nasz reporter kilka dni po tragedii rozmawiał z lekarzami, którzy badali Magdalenę. Jeden z nich twierdził, że Polka zachowywała się, jakby była pod wpływem bardzo niebezpiecznego narkotyku, którego działanie sprawia, że ludzie przypominają… zombie. W ambulatorium pokazano nam nagrania z monitoringu. Były porażające. Widać było na nich, jak kobieta ucieka przed personelem. Wyrywa się i szarpie. W końcu jednak trafiła do sali. Dla jej bezpieczeństwa miała zostać przypięta pasami. Niestety, udało się jej jednak wyswobodzić i mimo prób zatrzymania przez personel, wyskoczyć przez okno na I piętrze.
Magdalena spadła na beton z ok. 15 metrów. Było już po północy, 30 kwietnia. Kobieta miała rozległe obrażenia i została przewieziona do szpitala w Hurghadzie. Niestety, personelowi nie udało się jej uratować. W tym czasie do podróży do Egiptu był Maciej – wspólny znajomy Markusa i Magdaleny – miał zaopiekować się kobietą i sprowadzić ją do Polski. Nie zdążył...
Wciąż czegoś brakuje
Niestety, mimo że od śmierci Magdaleny Żuk upłynęło już siedem lat, śledztwo w tej sprawie nie jest zakończone. Śledczy przesłuchali ponad 200 osób, zgromadzono tomy akt, wciąż jednak czegoś brakuje, m.in. nie zostały przekazane wszystkie wyniki badań toksykologicznych, o które prosiła polska strona.
Jedyne czego nie brakuje, to teorii i mitów, które narosły wokół sprawy. Nie zostały one jednak potwierdzone w śledztwie – ani te, że Polka mogła paść ofiarą przemocy o podłożu seksualnym, ani innej przemocy, albo że mogła być ofiarą procederu handlu ludźmi.
Jak mówi nam prokurator Tomasz Czułowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze, z sekcji zwłok oraz badań laboratoryjnych wynika, że przyczyną zgonu był upadek z wysokości.
Wciąż otwarte jednak pozostaje pytanie, czy ktoś się przyczynił – w jakikolwiek sposób – do tego upadku.