Był lato 1994 roku. 16 lipca półtoraroczna Monika Bielawska zniknęła wraz z ojcem spod apteki w Legnicy. Rok wcześniej z miasta wyjechał kontyngent żołnierzy rosyjskich. Ale nie oznacza to, że w mieście nie było Rosjan, sporo z nich zostało. Robili tam różne interesy, nie zawsze legalne. Robert B., ojciec dziewczynki, dorabiał sobie w szemrany sposób, znał legnicki półświatek. Dotarliśmy do policjanta z wydziału kryminalnego, który szukał porwanego dziecka.
- Robert B. nas zwodził. Raz mówił, że zabił Monikę i zakopał. To się nie potwierdziło. Innym razem, że sprzedał ją znajomym z Austrii. To też okazało się wymysłem – wspomina. - Braliśmy też pod uwagę opcję, że dziecko zostało sprzedane już w Legnicy i później wywiezione na wschód – mówi emerytowany funkcjonariusz. Ale wtedy zabrakło dowodów, żeby taką tezę uprawdopodobnić. Niemniej, ojciec Moniki został skazany na 15 lat za porwanie i sprzedaż dziecka. Siedzi w więzieniu.
Jak już pisaliśmy Amerykanka Kelly D. dopiero niedawno dowiedziała się, że została adoptowana. Sądziła, że pochodzi z Syberii, bo tam mieszkała rodzina, która ją oddała. Zaczęła szukać swoich korzeni i wtedy amerykańscy bliscy powiedzieli jej, że z pochodzenia jest Polką. Później odnalazła historię dziecka porwanego w Legnicy.
Czy Kelly D. to zaginiona Monika Bielawska? - Mogła zostać wywieziona najpierw na Ukrainę, bo taki wątek w śledztwie się też pojawił, a później na Syberię i dopiero stamtąd do USA – słyszymy od policjanta. Wszystko wyjaśni się, gdy zostaną zrobione badania DNA Kelly i członków rodziny Moniki w Polsce.
Sprawa Moniki z Legnicy! Przeczytaj też: